ᴀᴋᴛ ɪɪ - scena i

12 5 0
                                    




───── ⋆⋅☆⋅⋆ ─────

—     Minerwa nie potrafiła opuścić Hogwartu. Dlatego decyzja o pozostaniu w szkole i pomocy Albusowi w nauczaniu Transmutacji przyszła jej z łatwością. Znała realia panujące w jej pierwszym miejscu pracy, znała ludzi, a ponadto miała u boku Poppy.

Uścisnęła jej dłoń i odwracając głowę, by spojrzeć na jej zarumienioną z radości twarz, uśmiechnęła się. Przyszłość, mimo widma wojny, zapowiadała się wyjątkowo dobrze.

Dziewczyny zostały powitane z szczerą radością przez wszystkich, nawet portrety. Pierwszy raz szły do Wielkiej Sali na posiłek, już nie jako uczennice, a pracowniczki ukochanej szkoły. Zajęły swoje miejsca przy długim nauczycielskim stole, obie mogły być dumne z tego co udało im się osiągnąć w tych murach i poekscytowane czekając na to co miało nadejść.

Wszystko co mogły robiły razem, a pozostałe rzeczy natychmiast opowiadały sobie w wolne chwile i na każdym posiłku.

Minerwa coraz częściej czuła się zmuszona do wyboru czy spędzać wieczory w gabinecie Albusa, ogrywając go w szachy, czy na siedząc na pustym łóżku w skrzydle szpitalnym i słuchać trajkoczącej Pomfrey, która biegała między chorymi uczniami.

Za żadną cenę nie chciała wybierać między mentorem, najlepszym przyjacielem a... Poppy. Minerwa nie wiedziała kim były one dla siebie nawzajem.

Nawet gdy ich rozmowy kończyły się na pocałunkach i długich uściskach, nie potrafiła zrozumieć tej relacji. Choć uśmiechała się na samą myśl o dziewczynie, każde wspomnienie przywoływało rumieniec na policzki, a nawet delikatny dotyk powodował przyśpieszony oddech.

Albus zauważył to, gdy przegrała z nim w szachy i natychmiast domyślił się reszty. Śmiał się głośno przez wiele minut. Gdy rozkazał, jako przełożony, że McGonagall ma zmykać z jego gabinetu i wracać do skrzydła szpitalnego, nie musiał powtarzać.

Minerwa kochała Poppy całym swoim sercem. Zdawało jej się, że każde jego uderzenie przeznaczone było tylko dla niej, że każdy oddech jest jej zasługą, nie wspominając o coraz szerszym uśmiechu.

Nawet plotki między uczniami i nauczycielami, którymi Albus obiecał się zająć, nie potrafiły zabrać jej szczęścia. Mogła to zrobić tylko Poppy i sama Minerwa.

Pożegnała się z nią profesjonalnym uściskiem dłoni. Jako kotka pobiegła do swoich komnat i wcale nie chciała zmieniać się w swoją ludzką postać. Jako zwierzę czuła mniej. Mniej bolała ją pęknięte serce, łzy nie piekły spływając po policzkach, nie mogła wbić sobie paznokci w dłonie.

Minerwa McGonagall powinna nauczyć się radzić sobie z porażkami, a nie od nich uciekać, była przecież Gryfonką. A jednak, tak jak najpierw z wróżbiarstwem, potem quidditchem, teraz było nawet z Hogwartem.

Oddała delikatnie uścisk, gdy Albus przylgnął do niej i objął z całej siły, życząc powodzenia.

– Żegnaj, Minerwo – pomachał jej, zanim weszła do kominka – Coś mi mówi, że jeszcze się zobaczymy.

Minerwa nie w to wątpiła. To nie Albus był jej kolejną porażką.

Wstydząc się sama siebie, obiecała że nie będzie musiała uciekać, jeśli nie będzie od czego. Nie chciała już w życiu miłości, jednak powinna przyzwyczaić się do tego, że jej życie bywało przewrotne.

Dougal pojawił się równie szybko jak zniknął, raczej - ona zniknęła. Wiedziała, że znów robi to samo. Jednak nie potrafiła zmusić się do tego, by żyć u boku ukochanego - szczęśliwa lecz w kłamstwie. Dokładnie tak jak jej matka i ojciec. Nie chciała być jak oni.

Powtarzając sobie to w głowie, opuściła rodzinną Szkocję.

minęły dekady || m.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz