Rozdział trzydziesty drugi

892 22 9
                                    

 Właśnie jechaliśmy na lotnisko, a ja umierałam ze stresu. Nie wiedziałam od kogo ostatnio dostałam karteczkę, ale podejrzewałam, że była ona od wielbiciela. Mimo, że podejrzewałam, że nic nam się nie stanie, to i tak byłam cała w nerwach. To miał być mój drugi lot w życiu. Ostatnio średnio zniosłam go, dlatego teraz także było średnio. Dzień wcześniej wymiotowałam ze stresu.

Udało mi się spakować wszystkie rzeczy i nawet miałam trochę miejsca. Wcześniejszy jego brak był spowodowany tym, że zapakowałam do walizki ręcznik, który jak Will powiedział, był niepotrzebny.

Wcześniej nigdy nie byłam w dobrym hotelu, w którym by go dawali, dlatego wzięcie go było dla mnie oczywiste. Całe szczęście, że nie musiałam go brać.

Z rzeczy pozytywnych: Asher był już praktycznie całkowicie zdrowy. Nie spał tyle, ile wcześniej oraz nie chodził poddenerwowany. Pobolewały go mięśnie, ale tylko momentami. Lekarze stwierdzili, że jak na to, jaką dawkę narkotyku przyjął, to nie mogłoby być lepiej. Byli nawet zdziwieni, że czuje się aż tak dobrze. Większości ludzi odwyk zajmował miesiące, natomiast Asherowi zajęło to niespełna dwa tygodnie. Śmialiśmy się, że on po prostu jest Supermanem i jego takie rzeczy nie ruszają.

Dojechaliśmy i wyjęliśmy walizki z bagażnika. Nie jechaliśmy samochodami chłopaków, gdyż nasze walizki by się nie zmieściły. Will specjalnie zamówił dla nas busika.

Weszliśmy na nasz terminal, a następnie spojrzeliśmy na tablicę, na której było napisane, gdzie mamy oddać bagaż. Nadaliśmy bagaż i dostaliśmy karty pokładowe.

Schodki zaczęły się dopiero przy bramkach. Ochrona kazała nam zdjąć bluzy oraz buty. Wszystko poszło na taśmę, a my przeszliśmy przez bramki biometryczne. Gdy już mieliśmy odbierać nasz bagaż podręczny, okazało się, że mój jest po drugiej stronie. Miałam mieć kontrolę osobistą.

Miałam szczęście, że ja nie piszczałam, tylko mój bagaż.

Facet z kontroli chwycił mój plecak, następnie go otworzył. Nie widziałam czego dokładnie szukał, ale wiedziałam, że miało to prostokątny kształt. Nagle wyjął z bagażu małe pudełeczko. To były papierosy, tylko skąd się tam wzięły? Nigdy nie paliłam, a tym bardziej nie pakowałam ich tam. Poza tym papierosy były legalne od dwudziestego pierwszego roku życia. Przez myśl by mi nawet nie przeszło, aby je pakować na lotnisko. Nawet nie mogłam ich legalnie kupić.

-Co to jest? – zapytał mężczyzna.

-Nie wiem- zająknęłam się.

-To będzie musiało pójść do wyrzucenia- powiedział.

Wziął paczkę, a następnie wrzucił go do kosza na śmieci. Miałam szczęście, że nie zgłaszał tego dalej, bo mogłabym mieć niemałe kłopoty.

Zapakował do plecaka z powrotem rzeczy, które wypakował, a następnie dał bagaż z powrotem na taśmę. Już po kilku minutach go odzyskałam.

-El, nie wiedziałem, że palisz- powiedział Asher.

-Bo nie palę, a tym bardziej nie wiem, skąd te papierosy znalazły się w moim bagażu.

Później poszliśmy do strefy bezcłowej, w której Olivia zaciągnęła nas do Victorii Secret. Akurat była promocja 2+1 gratis na mgiełki, dlatego nakupiła ich nie widomo, ile. Stwierdziła, że to okazja, która może się nie powtórzyć.

Po zakupach poszliśmy coś zjeść, wybraliśmy pizzę. Jak to na lotniskach, czas oczekiwania na jedzenie wynosił czterdzieści minut, ale na szczęście mieliśmy dość czasu.

Zjedliśmy, a następnie poszliśmy już pod nasz gate. Odpaliłam telefon, a moim oczom ukazała się wiadomość od nieznanego numeru.

Nieznany: Masz sporo szczęścia.

tripping lieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz