#14 I Ain't Got Nobody (Część X)

82 10 2
                                    

Husk wyprostował się. Wyciągnął z kieszeni jasną, bawełnianą chusteczkę i wytarł nią łapy, po których spływała krew Valentino. Brzydził się jej, więc zaraz po tym, jak dotarł ręce do końca, wyrzucił chusteczkę przed twarz Valentino. Pochylił się przed nim jeszcze raz, pytając:

— Czy teraz przegrałeś?

Twarz Valentino pokrywały siniaki, krwiaki i zadrapania. Jego oblicze było nierozpoznawalne, szczególnie przez odkształcone opuchnięcia, przez które nie dał rady otworzyć oczu. Usta na szczęście miał sprawne. Zebrał trochę śliny, wypłukując spod zębów krew, a potem splunął na scenę. Husk zacisnął pięść, czekając na atak, gdyby ta ślina przypadkiem spadła mu na but.

— Dalej nie chcesz przyznać, hm? — mruknął postukując pazurami o drewnianą laskę. — Czyżby czekała na mnie lepsza zabawa?

— Zamknij się, śmieciu — wysyczał Valentino.

Husk złapał Valentino za podbródek i przybliżył jego twarz do swojej.

— Naprawdę zostało ci tyle odwagi, by jeszcze ostrzyć na mnie pazurki? Z nas dwóch to ja jestem kotem, ćmo. — Agresywnie szarpnął Valentino. — Zastanów się, czy jesteś gotowy, by dalej tracić swoją reputację, o ile cokolwiek zostało w tej gnojówce.

Valentino zacisnął szczękę tak mocno, że aż zęby mu zazgrzytały. Odepchnął Huska i podparł się parą rąk, próbując podnieść. Przegrał z grawitacją i upadł z hukiem. Dwie panienki podbiegły do niego, wspomagając swojego szefa. Wrzasnął na każdą z nich. Wyrwał się i trzasnął dziewczyny po twarzy, wykrzykując:

— Przegrałem!

Husk zagwizdał pod nosem.

— Miód dla moich uszu.

— Zamilcz — wysyczał. — Myślisz, że to koniec, że pozwolę odejść mojej zabawce?

— Zgodnie z naszą umową, to teraz moja zabawka — przypomniał mu Husk.

Machnął palcem, przypominając Valentino, że jest mu coś jeszcze winny. Rzucił gniewne spojrzenie przez zniszczone okulary, które znalazł gdzieś wśród gruzów własnego klubu, a potem wskazał na kontrakt zniszczony w czasie walki.

— Nie baw się ze mną! — żachnął się Husk. — Masz mi dać prawdziwy kontrakt.

— No już dobrze.

Valentino przewrócił oczami. Sięgnął do marynarki i wyciągnął zwinięty cyrograf, który rzucił pod nogi Huska, zmuszając go do przykucnięcia. Husk leniwie podniósł kontrakt przywiązany różową wstążką. Ściągnął ją, po czym rozwinął papier przed sobą, chroniąc go przed ciekawskimi spojrzeniami innych demonów.

Potwierdził swoje przypuszczenia; tym razem otrzymał autentyczne pismo.

Przedarł papier na pół. Różowy dym wydobył się z przecięcia, uniósł się i ukształtował w serduszko, które wyparowało tak samo szybko, jak się pojawiło. Husk zakaszlał teatralnie. Odgonił od siebie obrzydliwy, słodki smród będący pozostałością śladu Valentino na tym kontrakcie. Łańcuchy oplatające szyję Angela nagle opadły.

— Husk, co ty... — powiedział cichuteńko i słabo, jak małe, bezradne dziecko.

Ujął leżący na podłodze różowy proszek — jedyne, co pozostało po łańcuchach. Tyle lat go więziły, zmuszały do rzeczy, których nigdy nie chciał robić, upokarzały go przed innymi, a przede wszystkim odebrały wolność. Gdy opadły, Angel poczuł się lekko.

Wstał gwałtownie i odsunął się od Valentino. Zrobił jeszcze jeden krok dalej.

— Stój! — ryknął Valentino, ale Angel się go nie usłuchał.

Husk x Angel Dust - Opowiadania PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz