6.

181 19 41
                                    

Lloyd

No nie mogę uwierzyć, co on tu do cholery robi ja się pytam. Nikt go tu nie chce, łącznie ze mną. Już dość problemów przez niego miałem, starczy. Koniec i basta.

- Witaj synu, wpadłem do swojego brata. 

- Ty nie masz syna. - Wyminąłem go i skierowałem się na świeże powietrze.

Nawet nie próbował mnie zatrzymać, to dobrze. Ma szczęście, bo jeszcze by oberwał. Nie no, wątpię. Raczej to ja bym oberwał i poleżał sobie na ziemi. Tak dla odpoczynku? 

Zastanawiałem się co mam teraz zrobić. Nie miałem jakoś ochoty oddalać się poza mury klasztoru, dlatego pozostało mi siedzenie tutaj. Wyciągnąłem z szopy dwa drewniane manekiny i ustawiłem naprzeciwko siebie a pośrodku stanąłem ja. Myślałem od czego zacząć, mogłem od spinjitsu, mocy energii albo Oni, mogłem też walczyć bronią, ale teraz wybrałem walkę w ręcz.

Teraz sobie myślę, że to było bardzo głupie. Bardzo.

Zacząłem wysyłać ciosy na przemian manekinów jak i na przemian ręki. 

- Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć i zmiana. - Mówiłem do siebie. - Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć.

Dołączyłem różne kopnięcia nogami. Poczułem zmęczenie już po chwili. Może zacząłem nawet lekko przeginać, wyprowadzałem ciosy mocne, trafne i porządne a także nieprzewidywane. Starałem się co chwilę zmieniać pozycję bojową z lewej na prawą nogę czy przeskakiwać na palce, aby być bardziej w ruchu.

Kiedy zaczynało braknąć mi tchu, wygłuszałem uczucie braku sił i brnąłem w nową serię ekstra ruchów. No ekstra, z boku pewnie tak, ale z mojej perspektywy to nie mogłem oddychać. Byłem ślepo zapatrzony w każdy swój ruch, aby nie polemice błędu, aby przeciwnik mnie nie wykiwał, abym wygrał.

Nawet nie zaczaiłem kiedy waliłem już na oślep. Tak totalnie na oślep. Ale to zauważyłem dopiero kiedy wkroczyła Nya...

- Może zrobisz sobie przerwę? - Opierała się o mur nie daleko mnie.

Ignorowałem ją chociaż to nie jej wina, to nie przez nią robię to co robię.

- Dobra, stop. Odpuść w tej chwili.

- Wiesz, że on tu jest? - Spytałem kiedy głowa zaczeła mi ciążyć a oddech stawał się co raz bardziej płytki.

- Garmadon? Dowiedziałam się przed chwilą. Miałeś się oszczędzać a co ty robisz? - Spytała tym razem ona.

- Tylko skończę. - Odparłem zamykając oczy bo świat zaczął latać mi do okoła.

- W tej chwili. - Chwyciła mnie za kaptur i od ciągnęła, nie sprzeciwiałem się. Zaczynałem mieć dosyć. Dobra, miałem dosyć już dawno.

Oparłem się także o mur plecami i prawą nogą chowając ręce w kieszeniach.

- Widziałam te twoje piękne paluszki, nie musisz ich chować. Ty to czasami głupi jesteś, żeby walić w drewno gołymi rękami?

- Nie wkurzaj mnie jeszcze ty. - Zjechałem plecami po podłożu za mną i szybko odskoczyłem kiedy przejechałem sobie ostrym końcem gwoździa czy czegoś takiego po plecach. - I bluza do wyjebania, świetnie. - Powiedziałem sam do siebie.

- Chodź do środka, twój ojciec wyszedł godzinę temu.

- To nie jest mój ojciec. - Odparłem i po chwili namysłu spytałem znów. - Kiedy? To która jest godzina?

- Chwila po ósmej czy coś takiego. Wiedz, że Cole chciał Cię zajebać na miejscu. Zrobiłeś nam niezłą pobudkę.

- Niech nie narzeka. Ile razy obudził mnie z Jay'em jak darli mordę przy grach? Niech to policzę... - Udawałem, że liczę na palcach. - Tego nie da się zliczyć.

Co to znaczy być Ninja. / NINJAGOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz