Nie-deterministyczne Miasto

47 10 42
                                    


[Dziś wrzucam szkic rozpoczętej, ale zawieszonej powieści. Uznałam w pewnym momencie, że plot jest szalenie obiecujący, ale za skomplikowany. Być może kiedyś dokończę draft dla własnej satysfakcji, tymczasem wrzucam to, co miało być pierwszym rozdziałem. Mogę także wrzucić kilka kolejnych, jeśli uznacie, że da się to strawić i będziecie ciekawi reszty :D

W telegraficznym skrócie: bohaterowie to architekci świata, muszą tworzyć wszystko sekunda po sekundzie, każdą "scenę" z życia ludzi. To taki ich ogromny projekt, który planują sobie kiedyś puścić i obejrzeć, niczym ogromny film. Powstaje jednak konkurencyjna koncepcja stwarzania świata: stworzyć jakiś punkt wyjściowy i pozwolić wydarzeniom dziać się bez żadnych scenariuszy, zobaczyć co z tego wyjdzie, kiedy poluzuje się trochę kontrolę i wprowadzi Czynnik Chaosu, randomizację. Grupa architektów chce tę koncepcję wypróbować - na razie na obszarze jednego Miasta. Mają już za sobą sukces podobnego eksperymentu na symulacji pojedynczego Domu.]



Cztery białe ściany. Biała podłoga. Biały sufit. I jarzeniówki, które działały normalnie.

Gabriel nigdy nie widział tak sterylnego pomieszczenia. Pokój konferencyjny wyglądał tym razem, jakby ktoś zatrudnił do jego wykonania specjalistę od futurystycznych wystrojów. I minimalizmu. Jakby ktoś rozprawił się z każdą powierzchnią za pomocą odkurzacza parowego. Jakby się dało jeść z podłogi.

Gabriel był poważnym architektem, ale nie mógł się powstrzymać. Musnął śliski blat stołu, przy którym siedział. Powierzchnia się nie kleiła. Była czysta.

„W moim własnym sektorze? – pomyślał. – Niesłychane".

Zerknął na Kapitana. Mężczyzna był niski, przysadzisty, głośny – dla swoich podwładnych stereotypowy pieniacz, ale tego dnia miał na sobie wyjątkowo elegancki garnitur i udawał profesjonalistę. Bazgrał właśnie z wielkim przejęciem po białej tablicy, która powoli przestawała być biała. Kwadraty, kółka, słowa zapisane drukowanymi literami, strzałki. Produkował się biedak jak nigdy. Od pół godziny przedstawiał gościom z obcego sektora nowy ambitny projekt. Nie-deterministyczne Miasto.

Tak naprawdę nadal byłoby deterministyczne. Tyle że... jakby mniej. A może w innym sensie? Miasto, w którym wydarzenia mogłyby się dziać same z siebie, a nie dlatego, że ktoś je dokładnie zaprojektował. Miasto, w którym ludzie podejmowaliby decyzje sami, dostosowując się do świata wokół, a nie dzięki sztywnemu scenariuszowi wydarzeń. I żaden architekt nie musiałby się biedzić nad tworzeniem wszystkiego klatka po klatce. „Film" ruszyłby sam.

Gabriel doskonale wiedział, że Kapitan nie miał bladego pojęcia o technicznych aspektach tego, co proponował. To był w miarę łebski facet, ale ten łeb był od ubijania interesów, podpisywania umów i reprezentowania Sektora na spotkaniach wyższego szczebla. Najlepiej z lampką wina w ręku.

Tyle że dzisiaj to też było spotkanie wyższego szczebla. A w dodatku ściśle tajne i trochę... ryzykowne. Bo goście mogli nie przyjąć propozycji pracy i nakablować na cały projekt w Dziale Kontroli.

Pogrywanie z Czynnikiem Chaosu było niebezpieczne. Nie bez powodu we flagowym projekcie, nad którym pracowały wszystkie Sektory, „Ziemię" budowano moment po momencie. Sekunda po sekundzie. Klatka po klatce. Żadnego pola manewru dla projekcji zwanych „ludźmi". Oni też powstawali w pracowniach architektów. Kontrolowane warunki.

Gabriel zerknął w kierunku gości. Siedzieli po drugiej stronie stołu. Duet z innego Sektora. Jasnowłosa kobieta. Pulchny, pocieszny mężczyzna. Oboje ubrani w pastelowe wdzianka. Porządni, czyściutcy, niedostępni. To dla nich zmieniono wystrój pokoju konferencyjnego. Żeby nie gorszyć ich gotycką estetyką, która panowała tutaj jeszcze poprzedniego dnia.

Antologia krótkich opowiadańOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz