Nie-deterministyczne Miasto II

26 4 20
                                    


– Czyj to był pomysł? – zapytała Ondyna.

Stała w ogromnej śnieżnobiałej hali i wymachiwała energicznie standardowym długopisem. Kreśliła w powietrzu linijki znaków, które w odpowiednim momencie miały posłużyć za plan modułu pogodowego Miasta. Prace postępowały. Od kilku tygodni.

Standardowy notatnik Ondyny zamigotał. Na transparentnym ekranie tabletu pojawiło się niewielkie powiadomienie. To oznaczało, że Okja wracał właśnie z dość ryzykownej wycieczki do sąsiedniego sektora. Miał dać znać, kiedy wróci. Odkąd przyjęli propozycję pracy w innym sektorze, stali się praktycznie banitami w swoim własnym.

Pozostawiony na roboczym blacie notatnik znowu zamigotał. Tym razem światełko miało innym kolor. Notatnik zapisał postęp prac.

W połączeniu ze standardowymi długopisami notatniki stanowiły całość pracowniczego wyposażenia architekta. O ile długopisy dawały radę w każdej sytuacji, o tyle notatniki nie były odpowiednim formatem do tak wielkiego projektu jak Miasto.

W teorii były nieskończone i dało się w nich notować do upadłego, ale bardzo szybko przekonali się, że pochylanie się we trzy osoby nad jednym ekranem było po prostu niepraktyczne. Rozszerzyli więc trochę właściwości urządzeń i mogli pisać dosłownie po wszystkim, kiedy tylko mieli ochotę. Cała pracownia stała się poligonem znaczków.

Po każdej takiej sesji nowe linijki kodu lądowały w osobistym notatniku Ondyny, skąd – w razie potrzeby – mogły być wywołane z powrotem w dowolnym momencie i w dowolnej formie.

Gabriel oderwał się od pisania swojej części kodu i włożył rękę do kieszeni. Ondyna uchwyciła ten ruch kątem oka. Obcy architekt miał przedziwne przyzwyczajenia. Na przykład zawsze zatrzymywał się, żeby odpowiedzieć. Do wszystkiego podchodził... powoli. Na spokojnie. Dlaczego przerywał pracę, skoro mógł jednocześnie mówić i pisać? W tym jego sektorze nie znali żadnej dyscypliny. Mieli jakieś niezdrowe, leniwe nawyki.

– Z tego, co wiem, Kapitana – mruknął i znowu zabrał się do pisania.

Odpowiedź zajęła mu tak dużo czasu, że Ondyna prawie zdążyła zapomnieć, jakie było pytanie. Rozmawiali o tym, skąd wziął się w ogóle pomysł na Miasto. Jak na razie Gabriel powtórzył wszystkie ogólniki, które zaserwowano im podczas spotkań.

– Nie brzmisz na przekonanego – odnotowała.

Wzruszył ramionami. Miała dotkliwą świadomość, że zadawała za dużo pytań, ale była gotowa zajść na sam skraj jego cierpliwości, tylko po to, żeby zobaczyć, czy rzeczywiście go miał.

– Zastanawiałam się po prostu, kto to wszystko zainicjował. Skąd inspiracja.

Nigdy nie przestała wątpić w Kapitana. Coś tak innowacyjnego jak nie-deterministyczne Miasto nie mogło się wykluć w takiej głowie. Z drugiej strony, tego że rozwiązanie pochodziło z sektora E Ondyna była pewna bardziej niż własnego imienia.

Tylko w tej kompletnie zapuszczonej dziurze mógł narodzić się koncept, który u podstaw zakładał zabawę w chaos. Ondyna święcie wierzyła, że autor tej koncepcji pracował właśnie kilka kroków od niej. I nie chciał się do tego przyznać.

– Nikt wcześniej nie zakwestionował podstawowych metod stwarzania w Głównym Projekcie – rzuciła.

– Nie wydaje mi się, żeby Kapitan coś kwestionował – odpowiedział po chwili.

"Kapitan nie, ale ty... owszem" – pomyślała. Wyglądał na takiego, który mógłby łamać Protokół. Na głos zapytała:

– Czyżby?

Antologia krótkich opowiadańOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz