Rozdział 5

13 1 0
                                    

Była już środa i każdy czekał już na następny tydzień, w którym mieliśmy mieć praktyki. Ja jednak byłam bardziej zainteresowana nieco dzisiejszym dniem. Wynika to z tego, że ma być dzisiaj trening w formie walk uczniów 1:1. Miałam nadzieję, że nie będę walczyć z takim Katsukim czy Shoto, bo jednak ich moce z połączeniu z tym kim jestem, może się skończyć nie najlepiej. Jako córka samego Lucyfera ogień i wszystko co z nim związane jest dla mnie banalne a zarazem przyjemne. Jeśli za bardzo bym się rozemocjonowała starciem, mogłoby się to skończyć bardzo źle... Przed zajęciami musiałam polecieć odebrać strój treningowy. Oni myślą, że ja w tych koszulach jakieś tajne bronie mam? Rzeczywiście, nie mam co robić, tylko marnować swój czas na majstrowanie przy moich ulubionych satynowych koszulach czy garniturowych spodniach szytych na miarę. Nie chciałoby mi się.

Szłam obok Victorii do szatni. Dziewczyna w drodze związała sobie włosy w kucyka. Mimo że dowiedziałam się, że nie lubi się w tej wersji, to uważam, że ładnie jej też w spiętych włosach. W szatni dziewczyny plotkowały na temat treningów. Ja niezbyt się odzywałam, bo szczerze nawet nie wiedziałam co mogłabym dodać.

— A ty, Hekate? Masz kogoś z kim chciałabyś się zmierzyć? — zapytała nagle Mina, a ja spojrzałam na nią zaskoczona, że w ogóle mnie o coś zapytała.

— W sumie... myślę, że walka z Tokoyamim byłaby ciekawa — odpowiedziałam zmieszana, zastanawiając się nad odpowiedzią. — Myślę, że mogłabym z tej walki wyciągnąć sporo wiedzy o sposobach walki niezależnie od wyniku — dodałam zamyślona.

— Ohh, ciekawe spojrzenie — mruknęła Uraraka.

— Jeśli dla ciebie jest ciekawe dojrzałe spojrzenie na naukę, to powinnaś się zastanowić, co ty tu robisz — wycedziła niespodziewanie Victoria, a ja spojrzałam na nią zaintrygowana.

Zauważyłam, że Victoria udaje, że Uraraka nie istnieje, ale jeszcze nie byłam świadkiem takiego zachowania z jej strony. Zaciekawiło mnie to. Nie mówiła mi nic o jakiś potencjalnych dramach z Uraraką.

— Okej, ten komentarz był zbędny, kum — powiedziała Tsuyu.

— A w dupie to mam — sarknęła, a ja już wiedziałam, że jest nie w humorze.

Victoria poprawiła swojego kucyka i wyszła, rzucając oceniające spojrzenie reszcie grupy. Jedyną osobą, której nie obdarowała takim spojrzeniem, byłam ja. Jest to o tyle fascynujące, że mnie zna krócej i wydaje się mniej sympatyczna niż reszta.

— Dlaczego ja? — zapytałam, kiedy wyszłam i poszłam za nią.

— Ale co ty? — zapytała, krzywiąc się nieco i spoglądając na mnie.

— Jako jedyna nie dostało mi się „tym" spojrzeniem — odparłam. — Dlaczego akurat mnie nim nie obdarzyłaś?

— Bo lepiej mieć cię po swojej stronie — wymamrotała.

— Jakie to interesowne — mruknęłam.

— Jakie to egoistyczne z twojej strony, że myślisz, że czyni cię to wyjątkową — fuknęła. — Zluzuj majty, jedno spojrzenie nic nie znaczy — dodała.

— Mam czuć się gorsza? — zapytałam zupełnie poważnie.

— Nie — odparła nieco zdezorientowana tym, że wysnułam takie pytanie. — Po prostu... zejdź na ziemie. Nie będziesz specjalnie traktowana, szczególnie jeśli chcesz, aby to kim jesteś zostało zachowane w tajemnicy.

Nieco zakuło mnie to w klatce piersiowej. Poczułam się dziwnie i trochę niezręcznie. Miałam poczucie, że Victoria ma i nie ma racji jednocześnie. To nie tak, że czułam się lepsza. A przynajmniej nie w taki oczywisty sposób. Nie jestem człowiekiem. Jestem córką Upadłego Anioła, więc trudno, abym na poziomie fizykalnym była taka jak oni. Miałam więcej możliwości i umiejętności i trudno temu zaprzeczyć. Ale gdyby ktoś mnie zapytał, czy jest mi z tym dobrze, to odpowiedziałabym, że trudno to stwierdzić. To daje wiele ułatwień, ale też wiele przeszkód, które chciałabym, aby czasami zniknęły, nawet kosztem swoich mocy. Gdybym miała do wyboru możliwość rozumienia ich świata i korzystania z niego bez tych wszystkich udogodnień po ojcu, skorzystałabym. Jednak z drugiej strony zapewne i tak nieświadomie zachowuję się jakbym była lepsza. Trudno udawać, że umiem albo wiem mniej. Będzie widać różnice w poziomie finansowym. To nie są rzeczy, łatwe do ukrycia. Kwestia woli też jest raczej oczywista. Mam ogromną chęć i potrzebę stać się częścią ich klasy (częścią ich społeczeństwa), jeśli chcę tu zostać. To nie tak, że nie chcę. Po prostu to jest dla mnie trudne, ale nie jest takie dla reszty. I co ja mam niby zrobić?

Diabelska bohaterkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz