Obowiazek.

836 105 5
                                    

Ciro

Gdy Raven zniknęła mi z oczu w towarzystwie Leo, wstałem z krzesła i przeszedłem na drugą stronę tarasu, gdzie odpaliłem papierosa. Zaciągnąłem się głęboko, pozwalając dymowi wypełnić moje płuca, a myśli skupić na tym, co miało nadejść. Nie mogłem pozbyć się uczucia niepokoju, które narastało we mnie od chwili, gdy zobaczyłem jej twarz,  pełną mieszanki determinacji i strachu.

- Będzie próbowała uciec – usłyszałem obok siebie znajomy głos Thiago, który pojawił się znikąd, jak miał to w zwyczaju. Bezceremonialnie odebrał mi papierosa, zaciągając się nim głęboko. Rzuciłem mu spojrzenie, które miało być ostrzeżeniem, ale Thiago jak zwykle pozostał niewzruszony.

– Nie będę jej gonił, bracie – odpowiedziałem chłodno, z ledwo wyczuwalną nutą złośliwości w głosie. – Jeżeli zdecyduje się uciec, zastrzelę ją. Nikt nie będzie miał mi za złe, że biorę przykład ze starszego brata.

Thiago zmrużył oczy, jego twarz przybrała wyraz, który widywałem już wcześniej, ostrzeżenie, że przekraczam granicę.

Nie dbałem o to.

Czułem złość, że doprowadzono mnie do punktu, w którym musiałem myśleć w ten sposób.

- Nie jesteś mną, Ciro – powiedział cicho Thiago, jego głos był nieco bardziej szorstki niż zwykle. – A ona nie jest jedną z tych, które przywykły do naszego świata. Wiesz o tym.

Oparłem się o balustradę, próbując zignorować jego słowa. Miał rację, ale to nie miało znaczenia. Raven miała stać się częścią naszego życia, naszej rodziny, czy tego chciała, czy nie. Jej decyzje miały konsekwencje, których nie mogła zrozumieć, a ja nie mogłem sobie pozwolić na słabość.

- Nie zmieni to faktu, że jeśli spróbuje uciec, nie będzie miała dokąd wrócić – odpowiedziałem, patrząc w dal, na rozciągającą się ciemność nocy.

- Znam cię jak mało kto, ten dzieciak ci się podoba. Frankie może być niedoświadczona, ale ma nosa – rzucił Thiago, a w jego głosie słychać było tę nieznośną pewność siebie. Na te słowa z mojej piersi wyrwał się złośliwy śmiech, pełen goryczy

- Nikt was nie prosił o szukanie mi żony, w dodatku cudzoziemki – oznajmiłem z niesmakiem, patrząc na Thiago - Jestem ci lojalny, zrobię, co każesz, ale z tego nigdy nic nie będzie. Frankie uratowała jej życie, ale zniszczyła moje.

- Zniszczyła twoje życie? – zapytał w końcu, a w jego głosie dało się wyczuć niedowierzanie.  - Ona miała plan, wiedziała co robi. Może to nie jest to, czego chciałeś. Ale teraz to jest twoja rzeczywistość, Ciro. I nie ma odwrotu. - Thiago miał rację, ale to nie zmieniało faktu, że czułem się zdradzony przez tych, którym ufałem najbardziej.

- Byłam w tym miejscu, Ciro... – głos Frankie dotarł do mnie, zanim jeszcze zdążyłem zauważyć jej obecność. Księżniczka pojawiła się obok nas, wtulając się w bok Thiago. – Myślałam, że moje życie się skończyło, ale spójrz na mnie teraz. Mam Thiago, ciebie i chłopców. Do tego odzyskałam brata i biologicznego ojca.

- Nie wiesz, o czym mówisz – odpowiedziałem w końcu, opierając się ciężko o balustradę i zakładając ręce na piersi. Czułem się osaczony.

- Dlatego nazywasz ją ptaszyną? – zapytała.

- Ze względu na włosy, przypominają mi błękitnika – odparłem obojętnie.

– Wiesz, że niebieski ptak to symbol szczęścia, które poszukujemy przez całe życie?

Zerknąłem na Thiago, który ledwo powstrzymywał śmiech. Wiedział, że przekonanie Frankie do innej wizji było  niemożliwe.

– Wiesz, księżniczko, że cię uwielbiam, ale to gówno wychodzące z twoich ust to za dużo jak na jeden dzień – westchnąłem – Wracam do siebie.
Zanim jednak zdążyłem zrobić krok, usłyszałem stanowczy głos Thiago za plecami.

– Pilnuj jej!

– Masz mnie za jej niańkę?

– To nie jest kwestia wyboru, Ciro – odparł bez cienia wahania. – Ta sytuacja jest bardziej skomplikowana, niż myślisz. Nie możemy sobie pozwolić na żadne błędy, bo wrócisz do więzienia.

Ostatecznie skinąłem głową, choć wciąż z pewnym oporem, czując jakby coś ciążyło mi na barkach. Ruszyłem powoli w kierunku domu, odczuwając dziwne napięcie. Gdy przekroczyłem próg, wnętrze wydawało się dziwnie ciche, jakby coś nieodwracalnego się wydarzyło. Sypialnia była pusta – po Raven nie było śladu. Mimo to, coś mnie niepokoiło. Chłodne powietrze przenikało przez zasłony, ale cisza w pokoju była aż zbyt wymowna.

Wtedy to usłyszałem – delikatne, tłumione szlochy dochodzące zza zamkniętych drzwi łazienki. Dźwięk był cichy, ale wyraźny, przesiąknięty smutkiem, który zdawał się wypełniać całą przestrzeń. Przez moment stałem nieruchomo, nasłuchując, jak Raven płakała. Czułem, że powinienem coś zrobić, ale zamiast tego, jakby z automatu, odwróciłem się i wycofałem.
Wciąż miałem w głowie dźwięk jej płaczu, który nie dawał mi spokoju. Zamiast wrócić do niej, skierowałem kroki w stronę barku. Otworzyłem szklane drzwi i wyjąłem butelkę. Drżącymi dłońmi nalałem sobie drinka, obserwując, jak bursztynowy płyn wypełnia szklankę. Przez chwilę wpatrywałem się w nią, jakby miała mi przynieść ulgę.

Podniosłem szklankę do ust i poczułem, jak alkohol pali gardło, choć nie przynosił mi żadnego ukojenia. Ciepło, które rozlewało się po moim ciele, było chwilowe, powierzchowne. W środku wciąż czułem ciężar, jakby nic nie mogło zmyć tego uczucia. Odstawiłem szklankę na blat, czując wewnętrzną pustkę, a w głowie kołatała mi jedna myśl: Raven będzie musiała przystosować się do sytuacji, w jakiej się znalazła.

To był świat, którego nie dało się tak po prostu zmienić czy uciec od niego. Każdy musiał w końcu zaakceptować swoją rolę, odnaleźć w niej miejsce – nawet jeśli było to trudne. Wiedziałem, że dla Raven to nie będzie proste. Jej płacz tylko potwierdzał, jak wielki był ten ciężar. Ale wiedziałem też, że prędzej czy później będzie musiała to przyjąć – innego wyjścia nie było.

Wziąłem kolejny łyk, próbując zdusić wyrzuty sumienia. Czasem życie nie zostawia wyboru.

🫡


Imperium zła|| Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz