☆1☆ Our little lonely boy

14 2 0
                                    

Steve Harrington był samotny.
Zrozumienie tego stanu nie było dla niego szczególnie ciężkie. Każdy człowiek obcuje przecież z samotnością w mniejszym lub większym stopniu. Jak by nie spojrzeć, jesteśmy na nią skazani od urodzenia.
Jednakże pogodzenie się z nią nie zawsze jest tak proste i oczywiste. Szczególnie dla kogoś, kto wychowywał się w centrum uwagi. Steve od dziecka był szczególnym dzieckiem. Potrafił rozmawiać dosłownie z każdym. Nie ważne, czy był to chłopiec w jego wieku, zbuntowana nastolatka, czy starzec na spacerze. Steve uwielbiał ludzi. Nie znał pojęcia odrzucenia czy odrazy. Z czasem jednak otwartość, którą darzył świat, zaczęła go parzyć. Każde odepchnięcie raniło go podwójnie. Złe słowa zasłyszane od obcych ludzi stworzyły wokół niego barierę. Zupełnie nowego Steve'a Harringtona. Samozwańczego "króla Hawkins", dla którego nie liczyło się nic, prócz szczytu tej śmiesznej hierarchii.
Nie znał życia poza nią. Wykreował swoją postać tak, by ludzie widzieli w nim nieosiągalnego boga. By mu zazdrościli, by go podziwiali.
A jak wiadomo, wszystko co odległe od normy, jest również bardzo samotne.

Wtedy to nie było takie oczywiste. W końcu miał wokół siebie ludzi, którzy nie odstępowali go na krok. Przyjaciele, dziewczyny, chłopaki - oni wszyscy chcieli być jak najbliżej, by czerpać jak najwięcej.
Dopiero niedawno Steve zrozumiał, że nigdy nie byli prawdziwi.
Nawet ci, którzy pojawili się po jego "detronizacji".
Choć kłamstwem byłoby stwierdzić, że kierował nimi fałsz. Wręcz przeciwnie. Tkwili przy nim do tej pory, dzieląc między sobą te najstraszniejsze z najstraszniejszych wspomnień. Mimo tego, Steve z każdym kolejnym dniem czuł, że osób, do których mógłby się zwrócić z problemem ubywa. To były tylko dzieciaki. Dzieciaki, dla których był wzorem, opiekunem, strażnikiem tajemnic i pocieszycielem. Oni dla niego byli jednak tylko dziećmi. Cholernie wytrwałymi, ale wciąż dziećmi. Nie mógł im powiedzieć o swoich koszmarach i pogarszającym się samopoczuciu. Nie mógł wspomnieć o zakrwawionym uśmiechu, który pojawiał się w jego snach co noc i paskudnie bolących bliznach. Każde z nich wiodło przecież swoje, jakże odrębne życie.

Ułożenie ich na nowo po trzęsieniu i ostatniej wyprawie na Drugą Stronę nie należało do najłatwiejszych.
Miesiąc nie był odległym terminem. Nie w tym przypadku. Minął jak dzień, wyjątkowo krótki i bardzo męczący.
Mimo wszystko, dla niektórych przez ciemne chmury nad Hawkins zaczęły przebijać się promienie słońca.
Steve był dumny z każdego ze swoich przybranych dzieci, nawet, jeśli ich odwaga ostatecznie nie przyniosła dobrych efektów.
Sam nie potrafił się przecież na nią zdobyć. Już dawno przestał być bohaterem.
Wbrew pozorom, oni też są bardzo samotni.

- Czyli idziesz z nią na randkę? - Steve uśmiechnął się pod nosem.

Odkąd tylko zaczęli rozmawiać o Vic, oczy Robin płonęły niczym małe pochodnie.

- Tak. Tak jakby. Nie? Nie wiem! - krzyknęła zdenerwowana, kompletnie gubiąc się w tym, co chciała powiedzieć. - Och Steve, to takie stresujące…

- Właśnie widzę. - odparł, wciąż się uśmiechając. Tego dnia przychodziło mu to nadzwyczaj łatwo. - Słuchaj, umówiłyście się na piknik, tak? Niedawno byłyście na spacerze-

- Tak właściwie wracałyśmy razem z wolontariatu. - przerwała mu skołowana.

- Dla mnie to jasne, że chodzicie na randki. - westchnął. - Ale dla swojego świętego spokoju, po prostu ją o to zapytaj, Rob.

Robin z trudem wypuściła powietrze ustami.

- Może gdybym była tobą to wszystko byłoby, no nie wiem, łatwiejsze?

Steve zaśmiał się krótko.

- A do czego ci bycie mną, Robin? - te słowa wywoływały w nim dziwną nostalgię. - To ty masz z nią rozmawiać, nie Steve Harrington. - swoje imię i nazwisko wymamrotał ze zbyt słyszalną, nieplanowaną odrazą.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 04 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Hawkins' Dreamers | SteedieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz