Dni mijały zdecydowanie za szybko, a ja byłam zdecydowanie za bardzo zajęta. Echo randki z Tonym wracało ze zdwojoną siłą i uaktywniało gniazdo cykad w moim brzuchu. Po parkingowym obiedzie pojechaliśmy do kina i cóż, musiałam przyznać, byłam nim oczarowana. Tonym, nie kinem. Na tyle, że pozwoliłam sobie cmoknąć go w nieogolony policzek.
A teraz miałam ochotę na coś więcej. Głupia. Uczucie potęgował zapach lawendy, bo jak najgorsza idiotka siedziałam w jego bluzie.
Jak na zawołanie telefon okrzyknął nową wiadomość.
Tony: Zjadłaś coś więcej niż kanapkę z jabłkami?
Uśmiechnęłam się, co nie umknęło uwadze Any.
– Gołąbeczki – zacmokała. – Mówiłam, że Wszechświat wie co robi.
Wystawiłam w jej stronę środkowy palec. Zgarnęłam do ust garść czekoladowych M&M's i uśmiechnęłam się lubieżnie. Nie było na świecie nic lepszego od czekoladowych M&M's. No, może jeszcze cukierki Kisses i batoniki Mars. Ale cała reszta mogła się schować. Większość dorosłego życia składałam się w połowie z cukru, w drugiej połowie z leków i małym procencie prawdziwego jedzenia.
– Ale jeszcze ci się nie oświadczył? – zapytała ironicznie i nalała do kubków wątpliwej jakości wino. – Może oświadczają ci się jedynie ci na łożu śmierci...
– Adrien to było co innego – wymamrotałam i przyjęłam kubek.
Upiłam łyk i wbiłam oskarżające spojrzenie w Anę. Adrien był kimś innym. Zerknęłam z ukosa w stronę palca, na którym nie tak dawno nosiłam obrączkę. Nie potrafiłam się z nią rozstać, co nawet Dean kwitował uniesieniem brwi. Teraz dowód moich domniemanych win spoczywał w ozdobnym pudełku w szufladzie z bielizną.
– Jasne. Zapomniałam, że typ śmiertelnie chorego jest twoim ulubionym. – Przewróciła oczami. – Niezłe perspektywy na satysfakcjonujący seks. I buziaczek smakujący liliami, które kładą na grobach.
Na litość...
– Tu nic się nie kładzie na grobach, Ana.
– Bo jesteście dziwakami, ot co. Amerykanie i ich pomysły. – Ze wściekłością przesuwała filmy, jakby pilot był winny całemu złu tego świata. – Co komu zrobiły znicze?
No nie wiem, pożary? Westchnęłam cicho. Ana najwidoczniej była w bojowym nastroju.
Ella: Jem M&M's. Bez chleba i jabłek. Za to popijam wykwintnym winem, od którego dostałbyś skrętu jelit.
Uśmiechnęłam się i podwinęłam nogi pod pośladki. Byłam cholernie zmęczona, Benjamin wciąż dostarczał książki i zastanawiałam się skąd je bierze. Najwidoczniej czerpał chorą przyjemność z obserwowania, jak męczymy się z kurzem i prawdziwymi książkowymi molami.
Chociaż jeśli wierzyć ocenie starego, dobrego wujka Google były to rybiki i inne chrząszcze. To wiedza, której wolałabym nigdy nie posiąść, ale życie nie wybiera.
Tony: Wciąż wiszę Ci porządny obiad. Mam nadzieję, że te słodycze to nie jedyne co dziś zjadłaś. A co do wina... Powinnaś pić alkohol?
Przewróciłam oczami i parsknęłam śmiechem.
Ella: Zazdrościsz?
Tony: Butelce. Że może na ciebie popatrzeć.
Zachichotałam. Żałowałam, że nie mam dla niego tyle czasu ile bym chciała.
– No mów – zarządziła Ana i odpaliła jakiś horror.
CZYTASZ
To, co rozpoczął deszcz
Romance"Każdy z nas miał w sobie demona. Jedni nosili go jak wilk owczą skórę, a inni pokazywali swoją bestię bez pardonu i cienia wstydu. Smarowali się ciemnością jak najdroższym balsamem i trochę im zazdrościłam. Moja ciemność była skryta za łuną jasnośc...