Rozdział 2

23 1 0
                                    


No i kolejny zajebisty dzień Petera Parkera.

Poszedłem jak codzień rano do pracy.
Otworzyłem drzwi do baru i wszedłem do środka.
-Siema David.-przywitałem się.
Postanowiłem udawać ,że to co się stało ostatnio się nie wydarzyło.
Czas mija i musimy to przyjąć do świadomości.
-Część Pete.-Kiedyś wkurzało mnie to przezwisko ,ale teraz byłem do niego przyzwyczajony.
-Jak tam?-spytał się mnie młody mężczyzna.
-Jak zawsze.-Powiedziałem na co ten się zaśmiał.
-Chujowo?-Spytał.
-A jak sądzisz?-odparłem.
-Czyli chujowo.-odpowiedział sam sobie.

Po pracy postanowiłem skierować się w stronę dawnej bazy avengers.Było tam mnóstwo ochroniarzy,ale mi to nie przeszkadzało.
W końcu raz się żyje,a poza tym potrzebuje czegoś co kiedyś miał Pan Stark.

Gdy byłem już na miejscu podeszedl do jednego z ochroniarzy.
-Mogę wejść?-spytałem na co ten się zaśmiał.
-Żartujesz dzieciaku?Lepiej znikaj stąd zanim cię zastrzelę.-powiedział na co ja nie zareagowałem.
Po prostu ominąłem mężczyznę.
-Ejejej ,a ty kolego gdzie?-spytał drugi z nich.
- potrzebuję czegoś co jest w środku .-odparłem.
-Teraz Hydra tu sadzi więc jeśli ci życie miłe to uciekaj.-Powiedział .
-Nie.-Odpowiedziałem bez zawahania.
-Nie?-Spytał się ten drugi.Po chwili wyciągnął z pochwy pistolet i przyłożył mi do głowy.
Nie zareagowałem.Stałem tam ,a mężczyzna cały czas trzymał mi pistolet przy głowie.W końcu ułożyłem dłoń w coś na kształt pistoletu i tym razem to mężczyzna miał pistolet przy głowie.
Zaśmiał się tylko ,a ja wiedziałem ,że w każdej chwili może mnie zabić.
Lecz tam stałem.Stałem i czekałem jak potoczą się dalsze losy.

W końcu mężczyzna kazał mi zjeżdżać ,a ja może i nie chciałem ,ale musiałem stamtąd odejść.Cud ,że mnie nie zabił.Mialem wtedy szczęście.Ale czy aby na pewno?
Łatwiej byłoby to po prostu skończyć.

Miałem jeszcze wolny wieczór więc poszedłem na zakupy.Wziąłem koszyk i skierowałem się w stronę alejek.Kupiłem alkohol ,chleb,masło ,szynkę.ser oraz inne potrzebne produkty.
Skierowałem się w stronę kas i zastałem kolesia który groził jakiejś kasjerce.Mial broń.
Podszedłem do jednej z lad i wyłożyłem wszystkie produkty.Zignorowałem sytuację dziejącą się tuż obok mnie.Czasami tak po prostu było łatwiej.
-Papierosy poproszę.-powiedziałem.
-Jakie?-Zpytala kasjerka.
-Malboro .-odparłem tylko.
Kobieta podała mi papierosy i  zapłaciłem za całe zakupy.
Po niedługim czasie już kierowałem się w stronę mojego mieszkania.Otworzylem drzwi do lokum i wszedłem do środka.
Postanowiłem wejść pod prysznic.
Rozebrałem się i wszedłem pod wrzącą wodę.
Chciałem obmyć z siebie cały ten brud oraz poczucie winy.
Nienawidziałem tego.Nienawidziłem poczucia winy.Nienawidziłem tego brudu po każdym dniu w którym nikomu nie pomogłem.
Byłem Spider manem.Bylem Spider manem .
A teraz nie zwracam nawet uwagi jak kogoś mordują na moich oczach.
Co się ze mną stało?
Co stało się z dawnym mną?

I will save Them allOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz