Rozdział 4

26 2 0
                                    

Często bywało tak ,że miałem gorsze dni.
Tak gorsze niż są teraz.
Pewnie kiedyś nie dopuszczał się do takiego stanu no ,ale cóż.
Takie życie.
Na przykład wczoraj skończyłem schlany.
Dlatego właśnie obudziłem się z ogromnym kacem.
Poszedłem do łazienki napić się wody.
Nalałem sobie ją do szklanki i wypiłem duszkiem.
Potem postanowiłem wyjrzeć przez okno.
Jak zwykle miasto było w pół rozwalone(bo rozwalone były tylko dzielnice tych bogatszych)
Jedyne co lubiłem w tej rewolucji to było to ,że bogatsi nie mieli tu żadnej władzy.
Dużo osób może powiedzieć ,że mam wybujałe ego ,ale trzeba dostawać się do środowiska.

Zerknąłem na godzinę.18.56 Cholera!
Ile ja spałem?!
No w sumie rozumiem bo wróciłem do domu koło 7 nad ranem .
Ale by aż tak długo spać?
Zazwyczaj śpię bo 3-5 godzin.Rzadko zdarza się 6.Ale by aż tyle?!
Szybko ubrałem się w porządne ciuchy i popędziłem w kierunku pracy.
Zostały mi 2 minuty.
Może zdążę.
Nie no kogo ja oszukuje.
Przecież szef za to spóźnienie mnie zabije.
Już nie ma tekstu typu"wylatujesz".Wszystko przejęła Hydra.Dosłownie wszystko.
Czyli mój bar też.

Wbiegłem do baru i spojrzałem się zdenerwowany na Davida.
On tylko posłał mi wyraz współczucia i wrócił do pracy.
Taki on już po prostu był.
Nogi miałem jak z waty kiedy szedłem w stronę gabinetu.
Na drzwiach widniała tabliczka z imieniem i nazwiskiem mojego szefa.
Czułem się jakby miał zaraz spłonąć tu żywcem.
Albo umrzeć.To byłoby lepsze niż to co mnie teraz spotka.
Zapukałem do drzwi ,a odpowiedziało mi tylko ciche „wejdź".
Wiedziałem już ,że szef jest zły.
-Przepraszam pana bardzo.Już nigdy się to nie powtórzy.-powiedziałem.Mężczyzna tylko obrócił się na krześle.
Cały czas pstrykał długopisem.
Wiedziałem ,że jest wkurwiony.
Wkurwiony to w sumie mało powiedziane.
On był na granicy pomiędzy „zabić mnie czy nie".
-Spóźniłeś się.-powiedział.
-Wiem proszę pana.I jak już mówiłem to już więcej się nie powtórzy.-powiedziałem opanowanym głosem.
Może głos był opanowany ,ale w duchu modliłem się by nie zrobił czegoś gorszego niż ostatnio.
-Podejdź.-powiedział.
Przełknąłem głośno ślinę i podszedłem do biurka.
Miałem gule w gardle.
-Mężczyzna wyjął z kieszeni papierosa i go zapalił.
Zrobił bucha ,a ja wiedziałem już co mnie czeka.
Zamknąłem oczy i w duchu modliłem się do Boga by mnie oszczędził.
Ale to było na nic.
Po chwili poczułem ogromny ból.
To tak bolało.
Ja nie chciałem by tak było prawda?
Ale musiałem to wytrwać.
Inaczej mój szef zrobi on coś gorszego niż to.
A ja nie miałem na to siły.
Zacisnąłem mocniej wargi.
Poczułem metaliczny smak.
Super.
Przegryzłem sobie wargę.
-Mam nadzieję ,że następnym razem się to nie powtórzy.-powiedział mój szef i wskazał ręką bym wyszedł.
Skierowałem się do wyjścia.
Wyszedłem z pomieszczenia i zamknąłem za sobą drzwi.
Na nich widniał napis
 
                          „Josh Demenzo"

Przełknąłem głośno ślinę.
Pobiegłem czym przędzeniu do łazienki i przepłukałem sobie rękę wodą.
Potem opatrzyłem ją sobie bandażami które na szczęście zawsze miałem przy sobie.

Potem poszedłem do Davida.
-Żyjesz!-wykrzyknął i poklepał mnie pkk ok plecach:
-Żyje .
Po jakimś czasie przyszedł Josh i oznajmił.
-Wychodzę w sprawach biznesowych.-powiedział po czym wyszedł.
W sprawach"biznesowych"oznaczało zabijanie ludzi.
Tak.
To mam na myśli.
Na serio spodziewaliście się ,że pracuje w jakimś losowym normalnym barze?
Jak tak myśleliście to muszę niestety zagłuszyć wam tą piękną historię lecz to nie będzie historia z happy endem.
Ponieważ mój szef to Josh Demenzo.
Jeden z najwyżej położonych członków Hydry.
A pewnie się pytacie co on robi w takim miejscu jak to?
Proste.
Każde nam handlować narkotykami oraz jak mu podpadniemy może oddać nas Hydrze.
Jakby ktoś mi powiedział „Peter przecież możesz go pokonać.Jesteś Spider -manem."
To ja mu odpowiem jedno.

Z tym człowiekiem nie da się wygrać.Żywym dowodem (jak nie są jeszcze martwi)Są avengers.

I will save Them allOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz