ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

1.8K 169 30
                                    

Dominic

Słońce chyliło się ku zachodowi. Jego ostatnie promienie wpadały przez okno, oświetlając wnętrze swoim pomarańczowym blaskiem.

Ojciec wiercił się w fotelu, udając, że rozwiązuje krzyżówkę, gdy w rzeczywistości przyglądał mi się uważnie.

Jego oczy, pełne troski i litości, a nie zazwyczaj skierowanej w moją stronę złośliwości, wyprowadzały mnie z równowagi. W końcu skryłem się za gazetą, nagle zainteresowany artykułem o powodach, dla których należy unikać Denton podczas zaćmienia słońca.

– Źle wyglądasz – powiedział ojciec.

Zmierzyłem jego wychudzoną sylwetkę, obwisłe policzki, cienie pod oczami.

– I kto to mówi.

Zignorował mój komentarz. Zamknął krzyżówki i nachylił się w moją stronę.

– Chodzisz do pracy? – spytał.

– Tak.

– Na uniwersytecie?

– Tak.

Spiąłem się, czekając na kolejne kazanie, lecz ku mojemu zdziwieniu, ojciec w zadowoleniu pokiwał głową.

– To dobrze.

– Dobrze? – dopytałem, składając gazetę. – Żadnych kpin z tego czym się zajmuję? Wykładu o męskości? Męskich zawodach? Nabijania się z socjologii? Nic?

Ojciec podrapał się po lekko zarośniętej brodzie. Na jego twarzy malowało się zdezorientowanie. Najwyraźniej nie tylko ja czułem się skrępowany jego nowo odkrytą, bardziej empatyczną stroną.

– Uważam, że to dobrze, że w końcu wróciłeś do pracy – powiedział po chwili. – Zaczynałem się o ciebie martwić.

– A to nowość.

– Zawsze się o ciebie martwiłem.

Prychnąłem, patrząc na niego niedowierzająco. Może wbrew słowom pielęgniarki miał dzisiaj znów gorszy dzień i mylił rzeczywistość z urojeniami? Lecz jego wzrok był zaskakująco trzeźwy. Naprawdę wierzył, w to co mówił.

– Muszę przyznać, że wybrałeś ciekawy sposób na okazywanie troski – stwierdziłem zgryźliwie.

– Robiłem to, co uważałem za słuszne.

– Tak, bo powszechnie wiadomo, że dręczenie to najlepszy sposób na wychowywanie dziecka.

– Chciałem dla ciebie jak najlepiej.

Złość buzowała mi we krwi, lecz nie pozwoliłem jej wypłynąć na powierzchnię. Przez lata zdążyłem się już pogodzić z myślą, że ojciec nigdy się nie przyzna, że popełnił błąd. Umrze, nadal uparcie powtarzając, że robił dobrze.

– Chciałeś dla mnie jak najlepiej? – zapytałem zaskakująco spokojnym głosem. – Chyba dla siebie. Nie liczyłeś się z moim zdaniem. Jedyne czego pragnąłeś, to dopasować mnie do swoich wytycznych, a gdy nie robiłem tego po dobroci, stosowałeś siłę.

Zacisnął dłonie w pięści. Jego oczy groźnie błyszczały.

– Tak, chciałem dla ciebie jak najlepiej. Zrozumiałbyś to, gdybyś widział to, co ja. Zagubionych nastolatków ładujących się w tarapaty. Zniszczonych przez narkotyki i alkohol. Musiałem ciebie bronić.

– Może i bym w to uwierzył, gdyby nie to, że nigdy nie dałem ci powodów do zmartwień. Nie imprezowałem, nie piłem, nie brałem narkotyków. Moimi jedynymi przewinieniami były czytanie książek i dobre wyniki w nauce.

Profesor Masen +18 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz