X

32 3 0
                                    

Siedzimy od dobrego kwadransa, sącząc nasze napoje i wciąż nie mogę się zdecydować, od czego właściwie powinienem zacząć. W końcu wyręcza mnie córka.

– Czemu wybrałeś studia tutaj? Miałeś jakąś dziewczynę?

– Nie.

– Chłopaka?

– Co? – patrzę na nią z niedowierzaniem.

– Ja tam nie wiem, ale mama, ani babcia nigdy nie wspominały o żadnej lasce, to może ci się preferencje zmieniły.

Kręcę głową, jednocześnie walcząc z pchającym się na moje usta uśmiechem.

– Jestem tolerancyjna – Nadka mówi z powagą. – Jakby co, to ja nie mam nic przeciwko.

Upijam kolejny łyk piwa, czując nieprzyjemną goryczkę w gardle. Odzwyczaiłem się chyba od tego alkoholu. I nie przyzwyczaiłem do Nadki w takim wydaniu. Za szybko dorosła...

– No to dlaczego Trójmiasto? – pyta ponownie.

– Bo nie miałem za bardzo wyjścia.

Patrzy na mnie wyczekująco. Jak mam wyjaśnić nastolatce opływającej w luksusy, że nie zawsze można mieć w życiu to, co się chce? Ona nie ma pojęcia o wartości pieniądza, nie zdaje sobie sprawy, ile kosztuje życie, edukacja, spełnianie marzeń. Biorę głęboki wdech, postanawiając podejść do tematu czysto matematycznie. Tak, jak potrafię chyba najlepiej.

– Rodzice twojej mamy zawsze byli zamożnymi ludźmi, moi odwrotnie. Kiedy kończyłem liceum zacząłem przebąkiwać o studiach w Krakowie i masz rację, nie było problemu, żebym się tam dostał. Chciałem być bliżej ciebie, a i uczelnia mi odpowiadała. Problem pojawił się, gdy nie dostałem się do akademika. Wynajęcie mieszkania, czy choćby pokoju, to był dla moich rodziców zbyt duży wydatek.

– A nie mogłeś iść do pracy? Ludzie studiują i pracują.

Kręcę głową.

– Gdyby to były studia zaoczne, to praca byłaby oczywistością. Tylko, że chciałem studiować dziennie, skupić się w pełni na zdobyciu porządnego wykształcenia.

Przed oczami stają mi obrazy sprzed lat. Stoję na korytarzu uczelni, patrzę na grafik zajęć i moje notatki dotyczące każdego przedmiotu i profesora. Nie mogłem pozwolić sobie na opuszczanie większości wykładów, o ćwiczeniach nie wspominając. Miejsca na podjęcie jakiejkolwiek dodatkowej pracy w tygodniu nie miałem, został mi jeden dzień w weekend, bo drugi musiałem poświęcić na naukę. Z moimi ambicjami i chęcią zdobycia stypendium naukowego inaczej być nie mogło. Tak naprawdę albo praca, albo nauka.

– Miałem niewielkie możliwości zarobku, starczyłoby może na pokrycie wynajmu pokoju, ale na jedzenie musieliby już mi dawać rodzice. Albo odwrotnie. Bez znaczenia.

Córka przypatruje mi się bez zrozumienia.

– Gdy studiujesz dziennie na wymagającym kierunku, to nawet jak pójdziesz gdziekolwiek do pracy, nie możesz poświęcić jej zbyt wiele czasu. Zarobisz kwotę, którą można by nazwać kieszonkowym – wyjaśniam. – Bez wsparcia finansowego rodziców nie miałem szans zacząć życia w Krakowie.

– A nie mogli wziąć jakiejś pożyczki? Nie rozumiem, przecież każdy wspiera swoje dziecko. Jak chciałeś się uczyć, to tym bardziej dziadkowie powinni stanąć na rzęsach, żebyś mógł studiować tam, gdzie chcesz.

Pomiędzy kroplami łezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz