Rozdział 46

332 7 0
                                    

Rose

Minął tydzień od naszego ostatniego spotkania, ale każda chwila wciąż była przesiąknięta bólem, który czułam, jakby wydarzyło się to wczoraj. Życie toczyło się dalej – przynajmniej tak to wyglądało z zewnątrz. W księgarni starałam się udawać, że jestem obecna, że praca mnie pochłania. Uśmiechałam się do klientów, żartowałam z Gregiem, Maddie i Laurentem, ale w środku czułam, jak powoli się rozpadam. Każdy dzień kończył się tak samo: samotny powrót do mieszkania, potem łzy. Płakałam, aż zmęczenie brało nade mną górę i sen przychodził jak wybawienie.

Poranki były najgorsze. Budzik dzwonił, przerywając mój sen, a wraz z nim przychodziło wspomnienie, że to wszystko, co przeżywam, nie jest koszmarem. To rzeczywistość. Wstawałam z łóżka z uczuciem, jakbym nosiła na sobie ciężki, niewidzialny płaszcz smutku. Kiedy spojrzałam w lustro, czułam ukłucie w sercu. Moje odbicie było mi obce. W miejscu, gdzie kiedyś były radosne oczy i uśmiech pełen życia, teraz widziałam tylko pustkę. Moje oczy były matowe, twarz zmęczona, a z każdą kolejną chwilą wydawało się, że tracę coraz więcej z tej osoby, którą kiedyś byłam.

Wzięłam szybki prysznic, mając nadzieję, że woda zmyje nie tylko zmęczenie, ale i to dziwne uczucie emocjonalnej pustki. Owinęłam się ręcznikiem, jakbym chciała schować się przed światem. Potem związałam włosy w niedbały, niski kok – nie miałam siły na nic więcej. Nawet makijaż wydawał się zbędny. Czy to w ogóle miało jakieś znaczenie? Włożyłam kremowe spodnie, luźny biały top i oversize'owy burgundowy sweter, który przypominał mi o komforcie, jakiego potrzebowałam, ale nie mogłam znaleźć. Ubierałam się mechanicznie, zakładając adidasy i kurtkę, która miała mnie chronić przed zimnem.

Gotowa, wyszłam z mieszkania, ale moje myśli krążyły wokół jednej rzeczy: chciałam uciec. Daleko stąd. Zniknąć, choćby na chwilę, w miejscu, gdzie nie musiałabym myśleć o nim. O Aleksandrze. Może powinnam pojechać na weekend nad morze? Albo do jakiegoś cichego miasteczka. Ale wiedziałam, że tak łatwo się od tego nie uwolnię. Cokolwiek zrobię, on będzie tam, w moich myślach. Jego cień ciągle nade mną wisiał, przypominając o każdym wspólnym momencie, który teraz bolał bardziej niż kiedykolwiek.

Kiedy zbliżyłam się do księgarni, moje oczy automatycznie skierowały się w stronę jego firmy. Czułam, jak serce zaczyna bić szybciej. Codziennie widziałam ten budynek. Codziennie musiałam sobie przypominać, że on jest tak blisko, ale tak daleko ode mnie. Jego obecność była wciąż namacalna, choć fizycznie go nie widziałam. To było jak przypomnienie, że nie mogę od niego uciec, choćbym bardzo chciała.

Stanęłam przed drzwiami księgarni, zamykając oczy na chwilę, jakby to miało pomóc mi zebrać siły na kolejny dzień udawania.

Wchodziłam do księgarni, starając się zapanować nad zmęczeniem, które powoli przejmowało kontrolę nad moim ciałem. Greg, który właśnie układał nowe książki na półkach, zauważył mnie od razu i podszedł z uśmiechem, jakby chciał mnie zarazić swoją pozytywną energią.

– Hej, Rose. Wyspana? – zapytał, w jego głosie było coś lekko żartobliwego, jakby próbował rozluźnić atmosferę. Skinęłam tylko głową, próbując wykrzesać z siebie choć cień uśmiechu. To jednak bardziej przypominało grymas niż cokolwiek przypominającego prawdziwą radość.

Greg zauważył mój stan od razu, a troska w jego oczach stała się wyraźniejsza. – Może weź wolne na kilka dni? Naprawdę powinnaś odpocząć, Rose. Coraz gorzej wyglądasz.

Jego słowa, choć wypowiedziane z troską, trafiły mnie prosto w serce. To prawda, wyglądałam i czułam się jak wrak. Myśl o kilku dniach wolnego, o oderwaniu się od wszystkiego, wydała mi się niemal kusząca, jak wybawienie. Zatrzymałam się przy ladzie, stukając palcami w jej blat, jakby ten dźwięk miał mi pomóc podjąć decyzję.

Game of AffectionsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz