Rozdział 4

172 47 13
                                    

GABRIEL

Projekt Desmonda nie wymagał dokończenia, musiałem zrobić go niemal od początku. Zawierał sporo błędów, nielogicznych rozwiązań i Desmond prawie w ogóle nie dostosował się do koncepcji klienta, a właściwie jego żony, bo to miało być jej centrum odnowy biologicznej. Siedziałem nad nim do czwartej nad ranem, by mieć, co przedstawić klientowi, a gdy Desmond wróci po prostu go zabiję. Nie broniłem brata, ale to nie do końca była jego wina. On nie nadawał się na architekta i jakoś specjalnie tego nie ukrywał. To ojciec od naszych najmłodszych lat przygotowywał nas, byśmy kiedyś przejęli po nim stery. Miliony razy nam powtarzał, jak to bardzo w nas wierzy, jakie pokłada w nas nadzieje. Naszą edukację kierował na takie tory, że obaj wylądowaliśmy na studiach architektonicznych. Tyle, że ja to naprawdę lubiłem i interesowałem się architekturą, budownictwem, a Desmond wcale. Niestety nie miał perspektyw na inną pracę, a już tym bardziej taką, w której tyle, by zarabiał, więc został w naszej firmie. Miałem już dość odwalania roboty za niego, jednak Reynolds był jednym z najważniejszych naszych klientów i nie mogliśmy sobie pozwolić na jakiekolwiek wpadki.

Rano, gdy się obudziłem byłem tak skonany, że nie wiedziałem, jak się nazywam. Wziąłem prysznic, wypiłem kawę i pojechałem do firmy, ignorując wszystkie połączenia od Amandy. Nie miałem ochoty na kolejną kłótnię z nią, zwłaszcza przed prezentacją.

– Gabrielu! – Zatrzymałem się, gdy usłyszałem, że sekretarka mnie woła.

– Co się stało, Mirando?

– Pan Reynolds już czeka w sali konferencyjnej – szepnęła.

– Cholera, czemu nie dałaś mi wcześniej znać?

– Próbowałam się dodzwonić, ale ciągle miałeś zajęte.

– Kurwa, Amanda... – burknąłem.

– Panna Hawthorne również tutaj dzwoniła.

– W razie czego cały dzień mam dzisiaj spotkania.

– Dobrze, przekażę.

– Czy mój ojciec już jest?

– Dzwoniłam do niego i będzie za dziesięć minut.

– Dobra, idę do Reynoldsa. – Pokręciłem głową. – Właściwie, dlaczego przyjechał wcześniej?

– Desmond przełożył godzinę spotkania.

– Desmond?

Ja go naprawdę zamorduję. No idiota jeden!

– Mirando, jak mój brat raczy się dziś pojawić, przyślij go do mnie.

– Oczywiście – przytaknęła, a ja po chwili udałem się na spotkanie z klientem.

Na szczęście wszystko przebiegło sprawnie. Reynoldsowi spodobały się moje rozwiązania i propozycje, ale musiał jeszcze przedstawić projekt żonie, która dziś nie mogła dotrzeć na spotkanie, bo wyjechała w delegację. W czasie spotkania dotarł ojciec, a Desmond pewnie odsypiał po imprezach.

– Domyślam się, że nie jest to projekt Desmonda – powiedział ojciec, gdy byliśmy już sami.

– Naniosłem kilka poprawek. – Mimo wszystko nie chciałem wkopywać brata, a będzie mi wisiał przysługę. Może kiedyś mi się to przyda.

– Wiem, że Desmond wolałby bawić się w muzyka, ale ta firma to wasza przyszłość.

– Wiedziałeś, że architektura nigdy go nie interesowała.

– Widzisz Gabrielu, to właśnie, dlatego ciebie widzę na kierowniczym stanowisku – dodał, wstając z fotela i podchodząc do okna. – Wiele zbudowaliśmy w tym mieście i jeszcze tyle przed nami. Jesteś jeszcze młody, ale wierzę w ciebie i twoje umiejętności.

The Love We Left BehindOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz