6

27 3 34
                                    

Nie zanosiło się, by wieczór miał przynieść coś nowego, więc Hazel pozostało tylko wziąć prysznic, włożyć piżamę i pójść do łóżka.

Położyła się, ale nie mogła spać. Usiłowała przeczytać kolejny rozdział książki, ale nie potrafiła się na tym skupić i odpuściła już po dwóch stronach. W końcu włożyła słuchawki, zgasiła lampkę, wybrała losowy utwór z playlisty i leżała, wpatrując się w sufit.

Nadal myślała o Janelle. Co prawda podejrzewała, że Olgha była bardziej surową matką, niż wyglądało na pierwszy rzut oka, ale nie sądziła, że potrafiła rozpętać taką awanturę tylko o to, że jej córka postanowiła coś zrobić tak, jak miała na to ochotę. Nie to jednak było najgorsze. Pani Richinson powinna być przecież dumna z tego, jak Janelle świetnie radziła sobie w Akademii. Tymczasem obwiniała ją nawet o rzeczy, na jakie jej córka nie miała wpływu, na przykład o rodzaj Więzi. A te kilka śmiesznych setnych w średniej? Wszak wyniki Olghi, z jakimi ta ukończyła swój piąty sezon, nie mogły być o wiele wyższe, o ile w ogóle mówiła prawdę. Zapewne nie byłaby usatysfakcjonowana żadnym wynikiem Janelle, nie ważne jak wysokim. Jeśli tak dobry wynik jej nie zadowalał, to niby jaki miałby?

Hazel chyba przestała zazdrościć koleżance. A przynajmniej zazdrościła jej znacznie mniej, niż jeszcze przed wylotem.

Przez moment cieszyła się, że z dwojga złego nie miała rodziców Janelle. Elia była płytka, prymitywna i zupełnie pozbawiona zdolności do autorefleksji, ale najwyraźniej istniały obszary, w których miała przewagę nad inteligentną i ambitną Olghą. Na pewno nigdy nie zaczęłaby ograniczać wolności Hazel w tak dużym stopniu.

Co by się jednak stało, gdyby Hazel dorównywała Janelle zdolnościami? Czy Elia nie zaczęłaby zachowywać się podobnie, gdyby kolekcja Kryształowych Gryfów na półce w pokoju jej córki była zupełnie normalnym elementem wystroju? Miała inną perspektywę niż Olgha, dlatego na razie żądała od Hazel mniej. Ale też nigdy nie była całkiem zadowolona. Zawsze potrafiła znaleźć w córce najmniejszą wadę i ją wytknąć. Zdarzało się nawet, że niektóre z tych wad sama wymyślała pod byle pretekstem, gdy miała zły humor.

Batalia sprzecznych informacji tak nagle rozpętana w głowie, w połączeniu z ciszą i ciemnością przyprawiała o koszmarne uczucia. Powoli niczym zmora ku jej świadomości pełzł fakt, że żadne szkolne trofeum nie mogło jej zapewnić miłości rodziców. A przynajmniej nie takiej, której ona potrzebowała. Właściwie to nie mogła zrobić nic, by ją otrzymać. Była zdana na ich zdolność kochania.

A Janelle... Rany. Dużo łatwiej myślało się o niej jak o szczęściarze, której wszystko po prostu przychodziło samo. Może dzięki temu Hazel mogła łudzić się wizją sielankowego życia pozbawionego trudności, a może najniższa z jej części miała dzięki temu powód, by czuć się w jakiś sposób lepsza, wytrzymalsza, bardziej doświadczona. Musiałaby jednak brutalnie, dobrowolnie się oślepić, by przestać widzieć tę rysę na szkle.

Najwyraźniej porównywanie ze sobą cierpienia dwóch zupełnie różnych ludzi, pochodzących z dwóch różniących się środowisk, nie miało sensu.

Telefon w dłoni Hazel nagle zawibrował. Spojrzała na wyświetlacz. Widniała na nim wiadomość od Janelle:

Hej, śpisz już?

Hazel odpisała:

Jeszcze nie. Wszystko w porządku?

Wpatrywała się w trzy migające kropeczki w lewym dolnym rogu ekranu, dopóki nie nadeszła odpowiedź:

Kryształowe GryfyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz