3

19 3 22
                                    

Hazel cierpliwie zniosła wszystkie przygotowania, do jakich zmusiła ją matka. Na lotnisku zjawiła się w zupełnie nowych ciuchach i dodatkach, z lekkim makijażem, którego do tej pory nie robiła, wyregulowanymi brwiami oraz z odświeżoną fryzurą. Palce tuż przy paznokciach nadal piekły ją po zabiegu. Stylistka nie potrafiła wyciąć skórek tak, jak należało. Dziewczyna z trudem przyzwyczajała się do czerwonych szponów, które pojawiły się na jej dłoniach.

Z drugiej strony nie mogła zaprzeczyć, że całkiem podobała się samej sobie w takiej wersji – zwłaszcza po kilku miesiącach noszenia wyłącznie skromnych, uczniowskich tóg. Świeżo ostrzyżony bob też wyglądał nieźle. Potwierdzał, jak dobrą fryzjerką była jej matka.

Westchnęła cicho i postanowiła skupić się na przeprowadzeniu swojej rodziny przez skomplikowany proces odprawy, kontroli bagaży, znalezienia drogi pomiędzy sklepami wolnocłowymi i odszukiwania właściwej bramki. Wyglądało na to, że niepotrzebnie zdradziła się z umiejętnością czytania ze zrozumieniem, bo nagle okazało się, że rodzice od zawsze uważali ją za inteligentną i zaradną. Zrzucili więc na jej barki rolę przewodniczki, chociaż Hazel sama do tej pory widywała lotniska tylko w telewizji. Wiedziała oczywiście, że magowie cechowali się ponadprzeciętną inteligencją, ale przecież podążanie za drogowskazami nie mogło być na tyle trudne, by przeciętny Sarthianin nie potrafił sam tego zrobić. Evrishowie po prostu stawali się płochliwi i niepewni, gdy trzeba było podjąć proste czynności intelektualne. Co nie oznaczało, że nie umieli sprostać takim wyzwaniom. Przecież w taki czy inny sposób załatwili paszporty i całą resztę spraw związanych z wyjazdem.

Hazel zaciskała zęby, brała kilka głębszych oddechów i liczyła do dziesięciu za każdym razem, gdy Tress ukradkiem zabierał słodycze ze stoisk w sklepach i próbował wkładać je do kieszeni bez płacenia. Rodzice udawali, że tego nie widzą, więc to ona musiała go upominać i pilnować, by niczego nie wyniósł. Matka ze sto razy zdążyła zapytać, czy na pewno idą w dobrym kierunku albo czy daleko jeszcze, a ojciec o mało co nie stłukł butelki whisky, którą spłacaliby przez najbliższą dekadę. Hazel chyba powinna uznać cierpliwość za jedną ze swoich niezaprzeczalnych cnót. W każdym razie miło byłoby mieć chociaż jedną.

Dotarli wreszcie do hali odlotów. Zupełnie wyczerpana usiadła na ławce. Dlaczego właściwie pozwalała im na to wszystko? Dlaczego po prostu nie rzuciła walizką i nie wróciła do internatu na resztę wakacji?

No cóż, pewnie dlatego, że pomimo całej swojej indolencji, robili coś, by jej pomóc. Hazel nie kupowała tego ich pomysłu, ale przecież nie miała żadnego lepszego. Nie łudziła się już, że zdoła ukończyć nadchodzący sezon z Kryształowym Gryfem na koncie, jeśli nie dostanie jakiegoś wsparcia. A bez co najmniej jednego wyróżnienia nie miała co marzyć o studiach. Może rzeczywiście nawiązanie bliższych stosunków z Janelle przełamałoby jej klątwę?

Nie sądziła, by ojciec miał całkowitą rację co do przydatności znajomości w życiu. Nie mogły zrobić wszystkiego za Hazel. Przecież Janelle nie dostawała wyróżnień za to, że znała, kogo trzeba. Cały rocznik widział, co potrafiła. Ale to nie znaczyło, że znajomości nie mogły czasem pomóc.

– Cześć, Hazel. Rany, wspaniale wyglądasz! – usłyszała i zaskoczona poderwała głowę. Spojrzała w kierunku, z którego dobiegał głos.

Ku niej zbliżała się Janelle. Ciągnęła niewielką, różową walizkę na kółkach. Tuż za nią kroczyli jej rodzice. Dziwnie było ujrzeć pannę idealną bez togi, ale w jeansowych szortach, błękitnym topie na ramiączkach i lekkich, białych tenisówkach.

Usta Hazel zdrętwiały, a w głowie zapanowała pustka. Czy Janelle wiedziała, dlaczego Evrishowie podczepili się pod wycieczkę jej rodziny? Przecież była wystarczająco bystra, by od razu się tego domyślić. Hazel zrobiło się nagle wstyd. Dlaczego Richinsonowie w ogóle się na to wszystko zgodzili? Czyżby Olgha i Elia rzeczywiście były tak dobrymi koleżankami?

Kryształowe GryfyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz