Rozdział 14: Wei Ying osiąga nowy poziom sprawiania problemów

30 3 0
                                    

Dwie osoby szły powoli przez niewielki lasek na terenie sekty Lan. Te drzewa były jednymi z nielicznych, które nie zginęły śmiercią tragiczną, przerobione na posągi Shen Qingqiu.

– Powinniśmy ich zostawiać samych? – spytał jeden.

– Oczywiście! – odparł wesoło drugi, bawiąc się jednym z końców wstążki obwiązanej na czole. – Zresztą, naprawdę chcesz tam być, gdy się obudzą?

Pierwszy pomyślał chwilę i po chwili wykrzywił twarz, co wywołało śmiech u jego towarzysza.

– Widzisz? – triumfował drugi. – Oczywiście, że nie chcesz! Kto by chciał stanąć pośrodku piekła?

Pierwszy westchnął ciężko.

– Ale czy Zewu-jun naprawdę potrafi być niebezpieczny? Nie potrafię sobie tego wyobrazić.

– Lanowie są spokojni tylko do czasu – westchnął drugi, wykrzywiając usta. – Gdybyś wiedział, co potrafią... Chłodny spokój na zewnątrz i czynny wulkan wewnątrz. Mówię ci, lepiej tam nie być, kiedy się obudzą. Zresztą, czy lider sekty Jiang również nie jest dość... gwałtowny?

Pierwszy parsknął śmiechem.

– Gwałtowny? – powtórzył z niedowierzaniem. – To spore niedomówienie! Na miejscu Wei Wuxiana uciekałbym najdalej, jak się da. Jaskinia rozwścieczonego tygrysa będzie bezpieczniejsza od spotkania z nim, gdy się dowie, co zrobił!


*


Jak każdego dnia, równo o godzinie piątej mieszkańcy Zacisza Obłoków otworzyli oczy, wybudzając się ze snu. No, może za kilkoma wyjątkami, których imiona to Wei Wuxian i Lan Jingyi – tych dwoje miało problemy w przestrzeganiem niektórych zasad, w szczególności tych dotyczących godzin snu.

Choć Lan Xichen już się obudził, tym razem nie miał ochoty wstawać. Właściwie sama istota wstawania zaczęła być dla niego niezbyt zrozumiała, odkąd mógł poświęcić jeszcze kilka godzin na oglądanie śpiącej twarzy ukochanego. Jiang Cheng pogrążony w głębokim śnie wyglądał zupełnie inaczej niż za dnia. Jego czoło było gładkie, brwi nie zwężały się gniewnie, a usta nie wykrzywiały w grymasie złości.

Był piękny. Naprawdę piękny.

Lan Xichen czuł, że jego pierś jest jakaś lekka i sięgnął dłonią, by odkryć, że ukochany nie wtula się w niego podczas snu. Nie chciało mu się otwierać oczu, więc sięgnął dalej, by natrafić palcami na miękkie włosy. Odnalazł ramię ubrane w szatę i wyciągnął rękę jeszcze dalej, by objąć miłość swojego życia i przyciągnąć ją do siebie.

Zmarszczył brwi, kiedy jego dłoń wylądowała na klatce piersiowej Jiang Chenga. To miejsce było umięśnione, owszem, ale płaskie, jak na mężczyznę przystało. Skąd nagle to wybrzuszenie? Zacisnął palce raz, drugi, trzeci. Dlaczego jego klatka piersiowa jest taka miękka?

– Zabieraj ręce, bo ci je połamię – usłyszał wściekły głos.

Kobiecy głos.

Lan Xichen zerwał się jak oparzony, szeroko otwierając oczy. Obok niego leżała ubrana w fioletowe szaty kobieta. Jej twarz była podobna do twarzy Jiang Chenga, szczególnie ciskające pioruny oczy. Jej widok sprawił, że na usta Zew-juna cisnęło się przekleństwo i ledwie powstrzymał się od wypowiedzenia go na głos.

Śnię... Muszę śnić...

Kobieta obrzuciła go pełnym odrazy spojrzeniem, wykrzywiając twarz w zniesmaczonym grymasie.

Niespokojne dni GusuLanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz