Rozdział 3: Komplikacje

54 8 15
                                    

Jiang Cheng był w trakcie rozmowy z Lan Xichenem, gdy poczuł niesamowity smród, a po chwili ktoś na niego wpadł.

– Wei Wuxian! – warknął, widząc kątem oka ciemne szaty.

– To nie ja! – zaprotestował wywołany, stając obok lidera sekty Lan. – Znaczy, tak jakby ja, ale to nie ja!

Lan Xichen zasłonił nos dłonią i cofnął się kilka kroków. Tymczasem Luo Binghe wstał z lidera sekty Jiang, mrucząc przeprosiny.

Kiedy się odsunął, Jiang Cheng zdał sobie sprawę, że smród został na jego szatach. Skrzywił się i zerwał na nogi. Również cofnął się o kilka kroków, zasłaniając nos.

– Co tak cuchnie?!

– Paniczu Wei, co się stało? – spytał łagodnie Lan Xichen.

– To naprawdę nie ja! – zawołał rozpaczliwie Patriarcha, wymachując rękami. – Właściwie, to twoja wina, Zewu-jun!

– Moja? – zdziwił się.

– Powinieneś był to wyrzucić, a nie chować!

– Wybacz, paniczu Wei, ale nie rozumiem.

– Mówi o tej truciźnie, którą ugotował Xie Lian – wyjaśnił Luo Binghe.

– Ach, rzeczywiście! – westchnął Lan Xichen. – Tak myślałem, że miałem coś zrobić!

– To do ciebie niepodobne, by o czymś zapominać – zauważył Wei Wuxian, marszcząc brwi.

Jiang Cheng mlasnął językiem.

– Zapomniał i co z tego? Na cholerę ruszałeś to coś?!

– Liderze sekty Jiang...

– Nie uspokajaj mnie, Zewu-jun, bo tylko bardziej mnie nakręcisz! Coś ty sobie myślał – zwrócił się do brata – ruszając to cuchnące coś?! Dlaczego ZAWSZE musisz pakować nos tam, gdzie nie powinieneś?!

– Właściwie, tylko wyciągnąłem łyżkę – zauważył z uśmiechem.

– Wei Wuxian!

Patriarcha schował się za Luo Binghe, gdy jego brat rozwinął zidiana. Lan Xichen stanął między nimi.

– Liderze sekty Jiang, proszę, uspokój się. Jestem pewien, że panicz Wei nie miał złych zamiarów.

– On nigdy nie ma złych zamiarów – prychnął Jiang Cheng.

– Nie chowaj się za mną – syknął cicho Luo Binghe. – Nie mam ochoty znowu tym oberwać.

– Oberwałem tym tyle razy, że nie zliczę. Da się przeżyć.

– To mnie pocieszyłeś! – prychnął. – Dlaczego w takim razie się za mną chowasz?

– Bo nie ma tu Lan Zhana.

– Nie o to pytam!

Jiang Cheng uniósł rękę, ale Lan Xichen złapał jego nadgarstek.

– Liderze...

– Puść mnie!

– Jiang Wanyin, proszę...

– Mówiłem ci, nie uspokajaj mnie!

Przerzucił Zidiana do drugiej ręki, ale tą Lan Xichen też złapał. Marszczył nos na smród unoszący się z szat mężczyzny, ale nie puszczał, choć ten się wyrywał.

– Zewu-jun, puść go, bo oberwiesz! – zawołał Wei Wuxian.

Jiang Cheng w ostatnich miesiącach był dość zirytowany i najwyraźniej osiągnął swój limit wszelakiej wyrozumiałości.

Niespokojne dni GusuLanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz