-Uważaj na siebie skarbie, kocham cię. - mama ostatni raz cmoknęła mnie w policzek zanim weszła do samochodu.
W końcu nadszedł piątek, a co za tym szło wyjazd rodziców moich i Lily. Moja przyjaciółka mówiła o tym non stop od dnia swoich urodzin i byłam pewna, że skakała w tym momencie ze szczęścia, żegnając ciocię Grace i wujka Lorenzo.
Odmachałam tacie, który szczerzył się do mnie przez szybę w aucie. Mama odpaliła samochód, posłała mi buziaka w powietrzu i wyjechała z podjazdu naszego domu. Westchnąłem cicho i wróciłam do domu. Weszłam do kuchni, gdzie napiłam się soku pomarańczowego z gwinta, o co zawsze denerwowała się mama. Chwilę później poczułam jak telefon w kieszeni moich różowych dresów wibruje, więc wyciągnęłam go i widząc połączenie od Lily od razu odebrałam.
-Pojechali! - wydarła się podekscytowana do słuchawki, tak jakbym wcale o tym nie wiedziała. -Musimy jechać na te zakupy, o której ci pasuje?
-Mogę nawet teraz. - odpowiedziałam.
-Super, będę za piętnaście minut. - odpowiedziała, po czym się rozłączyła.
Wyjęłam z zamrażarki lody i udałam się z nimi do salonu. Już miałam siadać na kanapie, gdy w domu rozległ się dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się, bo nie było opcji, że była to Lily, a nie umawiałam się z nikim innym. Odłożyłam pudełko z lodami na ławę, a następnie zaczęłam iść w stronę korytarza. Przystanęłam przy drzwiach i pociągnęłam za klamkę, a moim oczą ukazał się dość wysoki czarnowłosy chłopak. Był naprawdę przystojny. Miał gęste brwi i rzęsy, jego skóra była mocno opalona, usta nie były zbyt duże, ale też nie małe. Widoczne było to, że chodzi na siłownię, a jego prawa ręka była cała pokryta tatuażami.
-Cześć, jestem Maximilian Lopez, wprowadziłem się dwa dni temu. - przedstawił się chłopak.
-Oh, tak! - przypomniałam sobie, że rozmawiałam na jego temat z rodzicami. -Słyszałam o tobie, Leyla, miło mi. Coś się stało? - zapytałam, uśmiechając się do chłopaka.
-Nic takiego, po prostu skończył mi się cukier, a twoja sąsiadka wprosiła się do mnie na kawę. Mógłbym pożyczyć szklankę? - zapytał miło, a słysząc wzmiankę o wścibskiej pani Smith nawet gdybym chciała, to nie miałabym serca odmówić.
-Jasne, wejdź. - zaprosiłam go, a następnie razem udaliśmy się do kuchni. -Podoba ci się okolica?
-Tak, ale czuję, że nie dogadam się z tą panią. Jest u mnie od od pięciu minut, a już zdążyła wypytać mnie o całą moją rodzinę.
Zaśmiałam się, otwierając szafkę i wyjmując z niej cukier. To zdecydowanie brzmiało jak moja sąsiadka.
-Jakim cudem tak szybko wpadłeś w jej szpony?
-Nijak, sprzątałem i nagle zadzwoniła mi do drzwi. Otworzyłem, ona dała mi ciasto i weszła do środka. - wzruszył ramionami. -Mam nadzieję, że to nie będzie działo się codziennie.
-Musiała naprawdę być tobą zainteresowana, skoro upiekła ciasto specjalnie dla ciebie. - skomentowałam, wręczając mu szklankę z cukrem.
Chłopak się zaśmiał, ale za chwilę spoważniał, tak jakby wpadł na jakiś pomysł. Przyglądał mi się, aż w końcu zrobił maślane oczy, a ja zdałam sobie sprawę z tego co chodzi mu po głowie.
-Może chcesz wpaść do mnie na kawę? Nie chce siedzieć z nią sam, a ty wydajesz się miła i mniej wścibska. - czułam, że był gotów paść na kolana, abym się zgodziła i w stu procentach go rozumiałam.
-Naprawdę, chętnie bym ci pomogła, ale... - nie zdarzyłam dokończyć, bo przerwało mi głośnie otworzenie się drzwi, a następnie krzyk mojej przyjaciółki:
CZYTASZ
Michael Angelo
DragosteW niedużym i spokojnym mieście Torrance w Kalifornii, zamieszkałym przez trochę ponad sto tysięcy mieszkańców, rozchodzi się wieść o nielegalnych walkach. Ich temat wałkowany jest wszędzie, a Leyla Hughest ma go po dziurki w nosie. To zmienia się j...