Rozdział 14

326 22 1
                                    

-Michael, proszę cię. - usłyszałam po raz kolejny tego wieczoru.

Siedziałam na kanapie w salonie Valentino, ubrana tak, jakbym zaraz miała iść pod latarnie. Michael krzątał się po domu w te i z powrotem, a za nim krok w krok dreptała Michelle, błagając go o to, by odpuścił tą walkę. Już poprzedniego wieczoru, gdy wymieniałam z nim wiadomości, dotyczące dzisiejszej walki uprzedził mnie, że tak będzie i prosił, bym nie zwracała na to uwagi. Mówił, że jest tak przed każdą walką i naprawdę dziwiłam się, że tak dzielnie to znosi. Ja ugięłabym się po drugiej prośbie tej przeuroczej dziewczyny, tym bardziej jakbym widziała łzy w jej ogromnych, maślanych oczach. Łamało mi się serce, gdy na to patrzyłam. Jakim Michael musiał być skurwysynem, by jej to robić. Skoro chciał się napierdalać w miejscu w którym nie ma zasad i targać się na własne życie, to mógł chociaż jej o tym nie mówić. Był jebanym egoistą.

-Proszę cię, zostań w domu, błagam. - mówiła łamiącym się głosem. -Leyla powiedz mu coś. Proszę, powiedz mu, żeby tam nie szedł. - spojrzała na mnie.

Patrzyłam chwilę w jej oczy i choć obiecałam, że nie będę się w to mieszać, to nie potrafiłam jej odmówić.

-Michael, nie możesz ten jeden raz... - zaczęłam ale nie było mi dane skończyć.

-Nie, nie mogę. - odpowiedział nieprzyjemnie. -Więc, proszę cię skończ za mną chodzić i prosić, bo to i tak nic nie da. - zwrócił się do siostry. -A ty zamilcz w kwestii spraw, o których nie masz pojęcia. - tym razem jego słowa skierowane były do mnie.

Był wytrącony z równowagi i mimo, że miałam wiele akapitów, którymi chciałam go uraczyć, postanowiłam się już nie odzywać. Michelle popatrzyła na niego zrezygnowana, po czym usiadła na kanapie obok mnie. Michael wyszedł z salonu i wbiegł na górę. Słyszałam, że dziewczyna obok mnie płacze, więc spojrzałam na nią. Było mi jej tak cholernie szkoda. Złapałam jej szczupłą dłoń w swoją, a ona niemal natychmiast zacisnęła na niej swoje długie palce.

-Wszystko będzie dobrze. - powiedziałam. Dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechnęła się delikatnie.

Niedługo później w salonie znów pojawił się Michael, który kiwnął w moją stronę głową. To zmusiło mnie do puszczenia dłoni jego siostry i wstania z kanapy. Michelle także to zrobiła i we trójkę udaliśmy się na korytarz. Michael odłożył na ziemię dużą torbę sportową, którą miał na ramieniu i zaczął zakładać buty. Gdy już to zrobił spojrzał na Michelle, z której oczu wciąż leciały łzy. Westchnął, podszedł do niej, a na sam koniec zamknął ją w szczelnym uścisku. Odsunął się od niej po dobrych dwóch minutach, pocałował ją w czoło, po czym zabrał z ziemi swoją torbę, którą znów zarzucił na ramię, otworzył drzwi w których mnie przepuścił i sam wyszedł z domu. Podeszliśmy do mojego samochodu, którym umówiliśmy się, że pojedziemy. Oboje do niego weszliśmy. Michael usiadł na miejscu pasażera, natomiast ja na miejscu kierowcy. Nie minęła chwila, a wyjechałam z podjazdu domu na ulicę i zaczęłam jechać w kierunku wskazanym mi wcześniej przez Valentino.

-Muszę być tak ubrana za każdym razem? - zapytałam, bo naprawdę nie czułam się komfortowo.

Oczywistsze było to, że na codzień nie ubierałam się jak jakaś zakonnica, ale mój strój tego wieczoru był dla mnie przesadą. Miałam na sobie krótką sukienkę bez ramiączek, która zakrywała moje piersi jedynie w połowie, oraz która ledwo zasłaniała mój tyłek. Do tego kabaretki i wysokie buty. Michael mówił mi, że każda dziewczyna odprowadzająca swojego faceta na ring tak wygląda i ja też powinnam, żeby zrobić „dobre" pierwsze wrażenie.

-Nie. Żałuję, że w ogóle, pozwoliłem na to, byś wyglądała tak dzisiaj. - westchnął.

-Dlaczego?

Michael Angelo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz