Rozdział 17

278 29 5
                                    

-Wymieszaj to dokładnie, bo będą grudki.

Diego przewrócił oczami, ale zrobił to o co prosiłam. Nie miałam pojecia co podkusiło mnie, by w czwartkowy wieczór siedzieć w mieszkaniu Douglasa i Asher'a i piec z tym pierwszym cholerną szarlotkę, ale nie żałowałam. Było całkiem zabawnie. Diego kompletnie nie nadawał się do pracy w kuchni, ale był naprawdę zdeterminowany. Już na wstępie zapowiedział mi, że choćby skały srały zrobimy to ciasto, bo nigdy nie miał na nic tak ogromnej ochoty jak teraz właśnie na nie. Przez to narobił ochotę na jabłecznik też mnie i to głównie dlatego się zgodziłam.

Gdy w końcu wyłożyliśmy na blaszkę wszystkie warstwy ciasta, wstawiliśmy je do piekarnika. W mieszkaniu pachniało jabłkami i cynamonem, przez co zatęskniłam za jesienią i nawet ucieszyłam się, że został nam już niecały miesiąc wakacji do powrotu do szkoły, choć wizja zaczęcia ostatniej klasy mnie przerażała.

-Następnym razem jak będę miał ochotę na cokolwiek, co wymaga dłuższego czasu niż 10 minut stania w kuchni, podpowiedz mi, bym po prostu to kupił. - powiedział Diego, rzucając się na kanapę w salonie.

-Już nie przesadzaj. Domowa będzie lepsza i wcale nie poszło nam tak źle.

Diego zaśmiał się pod nosem i spojrzał na mnie pobłażliwie.

-Nie poszło źle, bo przyszłaś. Gdybym robił to sam rozwaliłbym pół kuchni, ujebałbym wszytko tymi jabłkami, a na sam koniec wyciągnąłbym z piekarnika węgiel, o ile w ogóle przypomniałoby mi się, że coś piekłem i najpierw na spaliłbym mieszkania.

-Ale nie robiłeś jej sam, więc nadal nie masz na co narzekać.

-Chyba w podziękowaniu należy ci się kawałek.

Od razu pokiwałam przecząco głową, co zdziwiło Diego.

-Może wpadnę na nią jutro, bo dziś nie zdążę. Za pół godziny muszę zbierać się na trening, bo Kai powyrywa mi nogi z dupy jak w końcu nie zacznę na nie chodzić.

-A, okej. - pokiwał głową. -Kiedy ostatni raz u niego byłaś? - zapytał.

-Jakoś na początku wakacji. Sama źle się czuję z tym, że tak zaniedbałam treningi, ale przez te cholerne dwa miesiące, w których nie muszę chodzić do szkoły i w których nie mam żadnej rutyny zawsze tak mam.

-Nikomu jeszcze nie zaszkodziła chwila przerwy.

W sumie to miał rację. I tak chodziłam na boks dla przyjemności. Nie wiązałam z tym przyszłości, po prostu czasem potrzebowałam się wyżyć, a treningi mi w tym pomagały.

Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam, głośne otworzenie się drzwi, a następnie równie głośne trzaśnięcie. Diego napomiast zmarszyl brwi i wykręcił się w stronę korytarza.

-Asher, do cholery jasnej prosiłem cię, żebyś traktował te drzwi z większą delikatnością, bo oprócz tego, że codziennie zgarniam opierdol od sąsiadki, że ciągle nimi walisz, to jeszcze niedługo wylecą z zawiasów. - pouczył go Douglas.

-No przepraszam, ale mam takie wieści, że wypierdoli was z kapci. - powiedział, gdy tylko wparował do salonu z uśmiechem od ucha do ucha.

Niemal skoczył na fotel, stojący zaraz obok kanapy i zaczął nam się przyglądać. Jego mina była wręcz komiczna. Wyglądał jakby czekał, aż poprosimy go, żeby zaczął mówić, więc zaśmiałam się pod nosem i zapytałam:

-Jakie masz wieści?

-Jezu, słuchajcie! - zapiszczał. -Moja babka wylatuje do Wietnamu. Chuj wie po co, bredziła o jakiś medytacjach i innych cudach, z resztą nie obchodzi mnie to. Najważniejsze w tym jest to, że zostawia w domu Bernadettę i zależy jej na tym, bym przyleciał jej popilnować. Powiedziałem, że się zgodzę, tylko jeśli pozwoli, żebyście wszyscy polecieli tam ze mną. - powiedział. -A ona powiedziała, że nawet kupi wam bilety.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 3 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Michael Angelo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz