Rozdział 5
Les poulets
Obecnie
Marsylia, Francja
Hugo, 36 lat
– Jesteście, kurwa, idiotami. Idiotami! – ryknąłem na moich ludzi, stojących w szeregu.
Z nieskrywaną satysfakcją dostrzegłem, że wszyscy się wzdrygnęli.
Specjalnie przechadzałem się za ich plecami, tak aby czuli się zagrożeni. Dźwięk moich powolnych kroków odbijał się od wilgotnych ścian podziemi, w których drukowaliśmy pieniądze, a które później prali sycylijczycy.
Dopiero po dłuższej chwili uświadomiłem sobie, że zachowuję się dokładnie jak mój ojciec, były caïd. Poczułem obrzydzenie do samego siebie, a gniew rozgrzał moje organy wewnętrzne. Pomimo że zająłem jego stanowisko, to w niczym nie zamierzałem przypominać Bénédicte'a Brunela. Nienawidziłem go, gdy jeszcze żył, a po śmierci znienawidziłem go jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe.
Odepchnąłem od siebie natarczywe myśli o ojcu i bez słowa stanąłem pośrodku pomieszczenia, wpatrując się w skamieniałe twarze moich żołnierzy. Słyszałem tylko ich przyspieszone oddechy i odgłos skraplającej się z sufitu wody, która statycznie kapała na betonowe podłoże.
– Macie świadomość, że śmierć jednego z mundurowych przysporzy nam sporo problemów? – wycedziłem przez zęby, choć było to niedopowiedzenie stulecia. Fakt, że odstrzelili tajniaka mógł być gwoździem do naszej trumny.
Co do zasady nie miałem żadnego problemu z tym, że w Marsylii było o jednego policjanta mniej, ale odkąd ze stanowiska dyrektora generalnego DGSI ustąpił Georges Delin, który od lat miał powiązania z francuskim podziemiem, a jego miejsce zajął Adrien Fournier, musiałem zmienić podejście i przyjąć nowe zasady gry, które ustalał Fournier. Wiedziałem, że nie odpuści i za wszelką cenę będzie chciał znaleźć winnego śmierci jego człowieka.
Westchnąłem i pozwoliłem swobodnie opaść dłoni, w której trzymałem glocka. Oczywiście wszyscy obecni automatycznie spuścili wzrok na gnata. Dobrze. Chciałem, aby mieli świadomość nieuchronnego.
– Szefie, ale nie wiedzieliśmy, że zjawią się tam służby i to akurat tego dnia, o tej konkretnej godzinie... – mruknął Raul, jeden z moich najbardziej zaufanych specjalistów, który kierował całą grupą podczas ostatniej akcji przekazania pieniędzy naszym sycylijskim współpracownikom.
Uśmiechnąłem się z przekąsem i zbliżyłem do mężczyzny, a on posłusznie spuścił wzrok, wbijając go w glebę.
– Wiesz, Raul, sądziłem, że skoro twoje imię oznacza „mądrego wilka", to wykażesz się większą inteligencją. – Przytknąłem lufę do jego podbródka. – Czyż nie uprzedzałem was, co oznacza zmiana na stanowisku dyrektora DGSI?
– Uprzedzałeś, szefie...
– No właśnie – podsumowałem, odsuwając glocka od Raula, po czym przeszedłem się wzdłuż szeregu, po kolei celując w każdego ze swoich podwładnych. – Odkąd dyrektorem jest Adrien, pierdolony, Fournier, doskonale wiecie, że znajdujemy się pod ciągłą inwigilacją, a mimo to nie wpadliście na pomysł, że port jest stale obserwowany?! Nie przeszło wam przez te tępe łby, że może warto byłoby najpierw dokonać oględzin okolicy, zanim zaczęliście przerzucać torby ze szmalem na łódki cholernych makaroniarzy?!
– Tak, ale... – Głos znów zabrał Raul, lecz zamilkł, gdy błyskawicznie znalazłem się za jego plecami.
– Ale co?!
CZYTASZ
GRA BEZ ZASAD Hugo - W TRAKCIE
Romance𝑁𝑖𝑒 𝑟𝑜𝑧𝑝𝑜𝑐𝑧𝑦𝑛𝑎𝑗 𝑟𝑜𝑧𝑔𝑟𝑦𝑤𝑘𝑖, 𝑚𝑎 𝑣𝑖𝑝𝑒̀𝑟𝑒. 𝑁𝑎𝑤𝑒𝑡 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑦𝑠́𝑙, 𝑧̇𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡𝑒𝑠́ 𝑧𝑑𝑜𝑙𝑛𝑎 𝑑𝑜 𝑡𝑒𝑔𝑜, 𝑎𝑏𝑦 𝑧𝑒 𝑚𝑛𝑎̨ 𝑤𝑦𝑔𝑟𝑎𝑐́. Hugo Brunel wiódł życie w nieustającym mroku. Od dzieciństwa tonął...