Rozdział 29

72 7 16
                                    

Wyruszyli do Lerton, gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Ciepłe, różowo-złote promienie ustępowały granatowej nocy, a na niebie migotały pierwsze gwiazdy.

Zmierzch był najlepszą porą na przemknięcie do miasta - za dnia Sainowie mogli patrolować okoliczne tereny.

Willem prowadził Sari, której siwa sierść jaśniała w mroku niczym latarnia. Wybierał kręte ścieżki biegnące przez gęste gaje oliwne i cyprysy, licząc że drzewa osłonią ich przed niepożądanymi spojrzeniami. Czarna zbroja Eiry wtapiała się idealnie w otaczającą ciemność, ale Willem w swojej białej koszuli wyglądał jak duch wyrwany z innej opowieści. Kiedy odnalazła go w pałacu, ledwo zdołał zdobyć buty, a jego własną zbroję Sainowie zabrali w dniu, gdy go schwytali.

Po dłuższej chwili ciszy Willem odchrząknął i delikatnie odwrócił się do siedzącej za nim Eiry.

- Wiesz... - zaczął cicho. - Gdyby okoliczności były inne, ta nocna przejażdżka mogłaby być nawet... przyjemna.

Eira uniosła brwi, wstrzymując na moment oddech.

- Przyjemna? - powtórzyła z przekorą w głosie. - Z tobą w tej białej koszuli świecącej jak latarnia i na siwym koniu? Równie dobrze moglibyśmy machać flagą do Sainów.

Willem zaśmiał się cicho, spoglądając przez ramię.

- No wiesz... - wzruszył ramionami, kierując wzrok ku rozgwieżdżonemu niebu. - Księżyc, gwiazdy, ciepła noc. To wszystko mogłoby być całkiem... romantyczne.

- Romantyczne? - mruknęła, starając się ukryć drżenie w głosie za pozornym niedowierzaniem. - Z twoim genialnym planem improwizacji i prawdopodobną śmiercią za każdym zakrętem?

- Przyznaję, dodaje to pewnego... dreszczyku emocji.

- Tylko ty potrafisz znaleźć romantyzm w misji samobójczej - pokręciła głową, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

- Ale przyznaj - jego głos przycichł - że gdyby nie te wszystkie okoliczności...

Urwał, a niedokończona myśl zawisła między nimi jak obietnica. Eira poczuła, jak jej serce wykonuje dziwny taniec w piersi. Jej palce mimowolnie zacisnęły się mocniej na pasie Willema.

- Może kiedyś się przekonamy - wyszeptała, zaskoczona łatwością, z jaką te słowa przeszły jej przez usta.

Willem odwrócił się gwałtownie, a w jego oczach błysnęło coś, co sprawiło, że wszystkie żarty i przekomarzania odpłynęły w cień. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, a świat wokół nich zdawał się zwalniać.

Nagły trzask gałęzi gdzieś w ciemności sprawił, że oboje drgnęli. Cały nastrój prysł jak bańka mydlana, przypominając im brutalnie o rzeczywistości, w której się znajdowali.

- Chyba jednak najpierw musimy przeżyć tę noc - szepnęła Eira, już czujnie wypatrując zagrożenia w ciemnościach.

- A potem może ta przejażdżka?

- Jeśli przeżyjemy, rozważę twoją propozycję - odparła, próbując brzmieć nonszalancko, choć serce wciąż biło jej szybciej niż powinno.

Jechali w ciszy, wsłuchując się w miarowy stukot kopyt Sari na kamienistej ścieżce i odległe westchnienia morza. Lerton wciąż pozostawało ukryte w dolinie opadającej ku wybrzeżu, ale jego obecność już dawała się wyczuć - w słonym powietrzu, zapachu oliwek i tej szczególnej woni, którą niosło ze sobą nadmorskie miasto.

- Willem - Eira pochyliła się do przodu, by jej szept nie utonął w nocnej ciszy. - Co zrobimy po dotarciu do Lerton? Jak dostaniemy się do pałacu?

Córka Dawnego Świata [Kroniki Talmhain TOM I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz