Rozdział 43

101 11 53
                                    

Wrzawa bitwy uderzyła w nich z siłą żywiołu. Powietrze wypełniły dzikie okrzyki wojowników, szczęk stali o stal, jęki rannych i głuche uderzenia padających ciał. Nad ich głowami płonęły namioty, zmieniając noc w piekło czerwonych płomieni.

Niebo, przed chwilą rozświetlone deszczem gwiazd, zniknęło za zasłoną dymu. Ogień trawił wszystko na swojej drodze, a powietrze przesycał gryzący smród spalenizny i metaliczny zapach krwi, który wdzierał się w płuca z każdym oddechem.

Eira poczuła, jak magia pulsuje w jej żyłach w rytm bitewnego szaleństwa. To nie była już cicha, ukryta siła - teraz wrzała w niej jak lawa. Każda śmierć, każda kropla krwi wsiąkająca w ziemię wzmagała jej wewnętrzną moc, która napierała coraz mocniej, żądając uwolnienia.

- To już - wyszeptała.

Ruszyli między walczącymi, wykorzystując chaos jako osłonę. Sainowie i żołnierze Talmhain starli się w brutalnym starciu. Tu już nie było miejsca na litość, tu liczyło się tylko przetrwanie. Ziemia drżała pod stopami setek wojowników.

Wokół nich sypały się iskry - złote i pomarańczowe płatki ognia, które rozbłyskiwały i gasły w ułamku sekundy. Ciała padały na ziemię jedno po drugim - niektóre z przeraźliwym krzykiem bólu, inne w ciszy, jakby śmierć zabierała je ukradkiem.

Szperacze, którzy im towarzyszyli, również dołączyli do chaotycznego wiru bitwy, osłaniając ich drogę.

- Tędy! - krzyknął Willem, wskazując wąską przestrzeń między płonącymi namiotami.

Nagle zza dymiących szczątków wyskoczył Sain. Jego twarz, pokryta zaschniętą krwią, wykrzywiła się w szaleńczym grymasie. Uniósł miecz w wysokim cięciu, celując w szyję Eiry. Willem zareagował instynktownie - pchnął ją za siebie i sparował cios. Stal uderzyła o stal z ogłuszającym szczękiem.

Sain zaatakował znowu, wyprowadzając serię pchnięć. Willem odbijał każde z nich, cofając się krok po kroku. Kiedy przeciwnik zamachnął się na potężne cięcie z góry, Willem zszedł z linii ataku i wykorzystał impet wroga. Jego ostrze śmignęło w górę, odbijając miecz Saina, a potem błyskawicznie opadło, tnąc po skosie. Krew bryznęła w powietrze.

Sain zachwiał się, próbując jeszcze wyprowadzić pchnięcie, ale Willem był szybszy. Obrócił się, unikając desperackiego ataku, i w tym samym ruchu jego miecz przeciął powietrze w śmiertelnym półkolu. Ciało przeciwnika osunęło się bezgłośnie na ziemię.

- Nie mamy czasu! - syknął Willem, przyciskając dłoń do rozciętego ramienia, z którego sączyła się krew.

Eira ruszyła naprzód, gdy nagle cień przemknął po jej lewej. Instynktownie zanurkowała, a miecz przeciwnika przeciął powietrze tam, gdzie przed chwilą była jej głowa.

Obróciła się płynnie, unosząc sztylety w krzyżowym bloku. Siła uderzenia sprawiła, że jej dłonie zapiekły, ale nie puściła broni. Wykorzystała impet przeciwnika, schodząc mu z linii ataku.

Wojownik wyprowadził kilka cięć - góra, prawo, dół. Eira tańczyła między ostrzami, jej sztylety błyskały w powietrzu, parując każdy cios. Gdy przeciwnik zamachnął się, dostrzegła lukę w jego obronie. Zanurkowała pod jego ramieniem, wbijając jeden sztylet między płyty pancerza. Mężczyzna zachwiał się, próbując ją dosięgnąć łokciem, ale była już za nim. Drugie ostrze znalazło cel i przeciwnik runął na ziemię, a jego miecz wbił się w zakrwawiony piasek.

Nagle Serce Talmhain zapulsowało na jej szyi jak żywe. Klejnot rezonował z chaosem bitwy, z krwią i wściekłością. Spojrzała na swoje dłonie - blade i delikatne, ale teraz pulsujące niewyobrażalną mocą. Jej serce waliło jak młot, a przez żyły zaczęła płynąć magia - dzika i nieokiełznana jak burza.

Córka Dawnego Świata [Kroniki Talmhain TOM I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz