Rozdział 4. Powiedział "tak"!

243 29 24
                                    

Pierwszej nocy po spotkaniu z Severusem Snape'em, Hermiona nie zmrużyła oka nawet na moment. Jej mózg pracował na najwyższych obrotach i zanim zdążył się zmęczyć, nastał świt – a dzień, który ze sobą przyniósł, nie był wcale lepszy. Mimo nieprzespanej nocy, kobieta pognała do pracy, czując budujące się w niej podekscytowanie i towarzyszące mu głupkowate wręcz podniecenie. Jakby robiła coś nielegalnego i nie mogła doczekać się konsekwencji.

Dalej było tylko gorzej. Zniecierpliwienie zaczęło przejmować nad nią kontrolę i dodało chaosu do jej ruchów, słów, mimiki, maniery – wszystkiego, co Hermiona wiedziała, że musi utrzymać w ryzach. Nie chciała dać po sobie poznać, że cokolwiek miało miejsce. W końcu nikt nie miał pojęcia, co zrobiła, nawet Neville. A ona powoli zaczęła obawiać się tego, jakie skutki przyniosą jej decyzje – i co zrobi, jeśli nie będą takie, jak oczekiwała.

Z dnia na dzień zaczęły zalewać ją też coraz częstsze i silniejsze fale niepokoju. Próbowała zająć czymś głowę, uciekając do pracy – coraz częściej i na coraz dłużej – ale nie potrafiła całkiem zepchnąć na drugi plan wątpliwości, jakie ją ogarniały. Zwłaszcza, że Snape milczał. I milczał. I milczał. I choć wiedziała, że w jego sytuacji napisanie nawet głupiego liściku mogło być problematyczne, racjonalna część jej umysłu szybko dała się pożreć przez stres. Panikę, że mężczyzna wyśmieje jej propozycję i zostawi ją z roztrzaskaną na kawałki nadzieją.

Równo tydzień po wizycie w Ministerstwie kobieta szła już do pracy z duszą na ramieniu. Czekała jak na szpilkach, czując że Neville przypatruje się jej podejrzliwie, ilekroć podnosiła wzrok, patrząc czy ktoś zjawiał się w ogrodzie. Nie dbała o to jednak, chcąc tylko jednego – by ktoś wszedł przez drzwi, dał jej list, w którym znajdzie jedno, krótkie słowo. "Tak". To naprawdę tak wiele? Najwyraźniej, niestety, odpowiedź na to pytanie również brzmiała: "tak".

Hermiona nie doczekała się żadnego posłańca ani sowy. Opuściła laboratorium bardzo późnym wieczorem – rozczarowana, skonsternowana, ale przede wszystkim przybita. Wróciła do Nory, podczas całej drogi – najdłuższej, jaką mogła wybrać – gorączkowo próbując opanować nerwy, które podstępnie skradały się wzdłuż jej kręgosłupa.

Zastanawiała się, co teraz. Co powinna zrobić? Odpuścić i zapomnieć, że jej rozmowa ze Snape'em miała miejsce, choć przez tyle dni nie mogła wyrzucić obrazu mężczyzny z myśli? Czy jednak powinna pójść za ciosem i uciec, skoro i tak była gotowa podjąć wyjątkowo drastyczne środki, by tylko odzyskać kontrolę nad swoim życiem?

Nieprzywitana w progu przez nikogo dotarła aż do pokoju, który zajmowali z Ronaldem – gdzie czekało na nią jego obojętne, nieco zniecierpliwione oblicze.

— Jesteś późno — stwierdził, gdy ściągnęła płaszcz.

Hermiona zerknęła odruchowo na zegarek, który ściągała z nadgarstka, i zaskoczyła się tym jak późno w rzeczywistości było.

— Przepraszam — mruknęła, odkładając go na szafkę nocną przy łóżku. — Utknęłam w pracy.

Zobaczyła, że rudowłosy czarodziej odruchowo poruszył brwiami, zanim odpowiedział:

— Znowu?

Mimo chęci, nie udało jej się do końca ukryć poirytowanego westchnienia. Miał prawo mieć do niej pretensje. Znowu. Unikała go cały tydzień, nie mogąc przestać myśleć o Snape'ie i ich rozmowie. I choć Ron nie był temu absolutnie winny, dokładał cegiełkę, która niestety niczemu nie pomagała. Powodowała tylko, że w sercu Hermiony uczucie, jakim go darzyła, powoli obrastało w niechęć. Taką, która przysłaniała wszystko inne.

— Mamy sporo roboty — rzuciła.

Ściągnęła kolczyki, odkładając je obok zegarka i dostrzegła kątem oka, że Ron – siedzący do tej pory na krześle przy małym stoliku ustawionym pod oknem – wstał, posyłając jej dziwne spojrzenie. Puste, ale pełne żalu. Obojętne, ale ciskające gromy. Obce. Zimne.

Polityka ZwrotuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz