Prolog

496 44 12
                                    

Ministerstwo Rodziny i Spraw Cywilnych

Na wokandzie: 3-1R
W kolejce: 3-2R

Hermiona owinęła się szczelniej ramionami, wpatrując pustym wzrokiem w tabliczkę zawieszoną na ścianie przy niedużych, niepozornych drzwiach. Liczyła, że da jej to cokolwiek, ale niestety – jak zwykle – srogo się przeliczyła.

Chłód, jaki roztaczał się po podziemiach Ministerstwa Magii, wdarł się głęboko pod jej skórę i rozpoczął okrutne panowanie, potęgując poczucie beznadziejności, jakie w sobie nosiła. Nadszedł bowiem dzień, którego bardzo nie chciała; przed którym broniła się, choć wiedziała, że tak naprawdę sama go na siebie sprowadziła. Nie mogła winić nikogo poza sobą.

Poczuła nagle, że ktoś stanął z nią ramię w ramię. Obróciła głowę, trafiając na profil wysokiego, czarnowłosego mężczyzny. Z nonszalancką manierą wcisnął dłonie do kieszeni ciemnych, eleganckich spodni i podobnie jak ona zawiesił wzrok na plakietce. Marszcząc brwi bez ani jednego słowa.

Trwali tak chwilę w ciszy, nie poświęcając sobie zupełnie uwagi. Były to jednak jedynie pozory. Milczące napięcie, z sekundy na sekundę, zdawało się rosnąć pomiędzy nimi niczym napełniany powietrzem balon – który rychło i nieuniknienie musiał kiedyś pęknąć.

— Nigdy właściwie nie podziękowałem ci za to, co zrobiłaś.

Tembr niskiego barytonu łatał dziury, jakie powstały za sprawą słów, które usłyszała.

— Nie masz za co dziękować.

Severus Snape spojrzał na nią, ale wyraz jego twarzy nie uległ najmniejszej zmianie.

— Wiem, że to był twój pomysł i nikt cię do tego nie zmuszał, ale gdybyś w ogóle na to nie wpadła, wciąż tkwiłbym w Azkabanie — przyznał sucho. — Dziękuję, Granger.

Ból. Jakby ktoś wbił sztylet prosto w jej serce i natarł otwartą ranę solą. A ona umiała jedynie nerwowo prychnąć w odpowiedzi.

— Jeszcze nie — stwierdziła pod nosem.

Zerknęła w bok, czując na sobie przenikliwy wzrok i odnalazła obsydianowe tęczówki, pozwalając by pochłonęły ostatnią, zagubioną cząstkę jej godności. I nagle coś w niej pękło. Wszystko w jej wnętrzu przewróciło się do góry nogami, a na ustach pojawiły się słowa, które pragnęła, by usłyszał, zanim oboje znajdą się za drzwiami, przed którymi czekali.

Tylko w ten sposób mieli szansę, żeby w ogóle się tam nie znaleźć.

Uchyliła usta, widząc że Severus marszczy mocniej brwi – jakby czekał, aż się odezwie. Liczył, że coś powie. Chciał to usłyszeć? Chcesz? Może podobnie jak ona...

Zanim Hermiona zebrała się na odwagę, stalowe drzwi przed którymi stali otworzyły się, a na korytarz wyszła dostojnie ubrana para. Nie patrzyli na siebie, opuszczając pomieszczenie jak para nieznajomych. Rzucili sobie ostatnie spojrzenia, które nie spotkały się w pół drogi, i rozeszli w dwie strony, nawet ze sobą nie żegnając.

Za nimi jak cień pojawiła się urzędniczka ubrana w schludną, subtelną garsonkę.

— Sprawa numer 3-2R — ogłosiła. — Hermiona i Severus Snape.

Każdy organ w ciele Hermiony zaczął nagle ważyć tonę. Obserwowała jak wysoka blondynka wraca do sali, zostawiając otwarte na oścież drzwi. Widziała kątem oka, że Severus posyła jej krótkie spojrzenie, czekając na jej reakcję, po czym sam wchodzi do środka. I wiedziała, że ona również musi tam wejść.

Zrobiła to jednak jak na autopilocie. Nie potrafiła skupić się ani na wystroju sali, ani na tym, gdzie przyszło jej siedzieć. Jak wyglądali ludzie, którzy znajdowali się dookoła nich.

Tylko ona i Snape, siedzący naprzeciwko niej.

Docierały do niej zaledwie skrawki tego, co mówił stary urzędnik.

— W związku z zaistniałymi okolicznościami...

Patrzyła na Severusa, którego wzrok utkwiony był w pustce i próbowała wyczytać z jego twarzy cokolwiek. Cokolwiek, co miało potwierdzić, że to wszystko to był błąd. Podjęli tę decyzję pod wpływem impulsu, chwili.

A teraz musieli ponieść konsekwencje.

— ... małżeństwo zawarte przez strony postępowania...

Nie potrafiła przestać myśleć o tym, że gdy tylko opuszczą tę salę, nigdy więcej prawdopodobnie go nie zobaczy. Nie sądziła, że to przyzna – ale nie była na to gotowa. Nie była pewna, czym miałaby niby wypełnić lukę, jaką Snape po sobie zostawi.

I czy naprawdę chciała w ogóle czymś ją wypełniać?

— ... niniejszym wyrokiem uznaje się za nieważne.

Odgłos młotka odbijającego się od drewnianej podstawki zagłuszył dźwięk pękającego na pół serca Hermiony.

Granger – już nie Snape.

Wszyscy dookoła zaczęli zbierać się, gdy tylko sędzia ogłosił koniec rozprawy, ale ona nie potrafiła się poruszyć. Severus też zresztą nie podniósł się z miejsca. Dopiero, gdy w pomieszczeniu została tylko jasnowłosa urzędniczka, czekająca najwyraźniej na ich ruch, mężczyzna wstał, podchodząc powoli do ławy, przy której siedziała Hermiona.

Myślała, że coś powie, choć nie miała pojęcia, co mogłaby od niego usłyszeć – i jednocześnie zawiodła się faktem, że sama nie odezwała się ani słowem. Mężczyzna zacisnął zęby, wciskając ponownie dłonie do kieszeni i wyszedł, a ona obserwowała, jak jego plecy znikają w ciemnym korytarzu.

I tyle.

Koniec.

Jakby jej małżeństwo z Severusem Snape'em nigdy nie istniało.

Polityka ZwrotuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz