Uzi siedziała na górnej części swojego łóżka piętrowego, kiedy wraz z eNem do niej weszliśmy.
- I jak? - spytała.
- Co?
- Dobrze wiecie co - zmierzyła nas wzrokiem.
N nie zrozumiał, ale ja bardzo dobrze, przez co zarumieniłam się. Uzi to zauważyła i klasnęła w dłonie.
- Wiedziałam! - po chwili zdała sobie sprawę z tego co ma na myśli - ew - zrobiła kwaśną minę.
- Spierdalaj - odparłam krzyżując ręce i odwracając głowę w bok.
- Nie no, przecież nic mi do tego - powiedziała Uzi i przechyliła się do tyłu pokazując swoje "niezainteresowanie".
Już miałam jej coś odpowiedzieć, kiedy usłyszeliśmy wszyscy łomot. Coś jakby dobiegał z zewnątrz.
- Co to było? - zapytał N.
- Nie mam cholernego pojęcia... - odpowiedziała Uzi. Zeszła z krzesła i podeszła bliżej nas.
- Nie bójcie się, cokolwiek to było, będzie dobrze - próbowałam dodać im otuchy. Poczułam, że Uzi łapie mnie za rękę gdzieś blisko łokcia, a N za dłoń.
- Chyba nie myślisz, że to J? - zapytał mnie szeptem.
- Niestety ale obawiam się, że to ona - odparłam - musimy stąd wyjść. Dla naszego dobra - poleciłam.
Zrobiliśmy co powiedziałam. Nic nie było słychać. Na korytarzach panowała cisza. Mimo tego zaczęłam kierować się do wyjścia.
- V dokąd idziesz? - spytał N.
- Do WDF'ów
- Ale oni mają to w dupie! - krzyknęła Uzi - za bardzo się boją!
- ph, tchórze - powiedziałam pod nosem wciąż idąc - ale jednak powinno się ich zawiadomić, co nie?
Nie odpowiedzieli mi. N wyglądał na zatroskanego, a Uzi jakby nic z tego nie zrozumiała.
- No dobra - rzekła w końcu - niech ci będzie.
No więc podeszliśmy do drzwi pierwszych i okazało się, że nikogo tu nie ma. Co gorsza, drzwi pierwsze były otwarte...
Usłyszałam jak Uzi mówi pod nosem "wtf". Też się nie spodziewałam takiego widoku.
Miejsce, gdzie zwykle przesiadywali ci z WDF'a, było puste, wszędzie walały się karty. Nie wyglądało to jednak jak scena mordu. Nie było słychać również krzyku. Więc łatwo można obalić to, że coś poważnego się tu stało.
N złapał mnie za rękę jeszcze mocniej. I popatrzył na mnie. Ja na niego.
- Co tu się wydarzyło? - Uzi podeszła do stołu.
- Myślicie, że to sprawka J? - zapytał N.
Czułam bicie jego serca, tak blisko mnie był. Chciałam jakoś dodać mu otuchy, pocieszyć go. Lecz nic mi nie przychodziło do głowy.
Zanim zdążyłam dokładnie przemyśleć sytuację, Uzi zaczęła iść w stronę drzwi pierwszych, jakby zamierzała wyjść.
- Uzi, nie. To zbyt ryzykowne
- Oj, dajcie spokój - Uzi postawiła krok poza kolonią - przecież nic mi się nie-
Zanim skończyła, jakieś dziwne szczypce chwyciły ją, i pociągnęły w górę! Ja i N nie zastanawialiśmy się długo i szybko pobiegliśmy za nią. Wlecieliśmy za nią na dach i zobaczyliśmy J w tej samej okazałości co poprzednio czyli w tej wersji holo-wężo-kraba. W jednym ze szczypiec trzymała Uzi ale nie na długo. Ścisnęła mocno, a następnie zrzuciła z dachu. Potem popatrzyła na nas (J). Zauważyłam, że N drży. Coś mnie ukłuło w sercu. Ale nie myślałam o tym długo, bo trzeba było pomóc Uzi. Zmieniłam dłonie na ostrza i rzuciłam się na J.
Walka zdawała się nie mieć końca, nawet, kiedy N dołączył. Wtem, J obezwładniła mnie, a N złapała w szczypce i zrobiła to samo co z Uzi, czy odrzuciła. Kiedy myślałam, że to już koniec, zauważyłam, że pojawia się fioletowy Absolute Solver. Potem nie pamiętam co się działo, bo znów straciłam przytomność. Jednak nie na długo, bo kiedy się obudziłam, wciąż leżałam na dachu kolonii Worker Dronów. Kiedy wstałam, zauważyłam Uzi, w miejscu gdzie stała wcześniej J, a przynajmniej tak zakładam... No więc stała tam ona, i trzymała się w miejscu, gdzie jest serce. Drugą ręką dotykała swojego prawego oka, i oddychała ciężko.
- Uzi?! - upewniłam się że to ona, a nie żaden podstęp.
- V?! Żyjesz? - Uzi podbiegła do mnie. Wyglądała prawie zwyczajnie, jak zawsze, tyle, że w miejscu gdzie zmiażdżyła ją J, sączył się olej i było nieco uszkodzone.
- Tak... Ale jestem pod wrażeniem, że prawie nic się tobie nie stało - odpowiedziałam.
- Nie no, było gorzej. Jakimś cudem zregenerowałam się ale nie w całości - stwierdziła.
Zamurowało mnie.
- Czekaj, co ty powiedziałaś?
Uzi powtórzyła trochę nie pewnie.
- Jakim cudem się zregenerowałaś?! Przecież jesteś Worker Dronem!?
- No... Też tego nie rozumiem.
W tej chwili przypomniał mi się Solver, którego ujrzałam zanim jeszcze zemdlałam. Był fioletowy... Nie żółty. Zaczęłam się cofać. Kiedy oddaliłam się od Uzi na bezpieczną odległość, zmieniłam dłoń na karabin. Byłam gotowa do strzału.
- V czekaj! Ty nie rozumiesz! - Uzi jaak stała, tak stała. Widocznie nie wiedziała czy uciekać, czy próbować mnie przekonać.
- Jesteś taka sama jak Cyn. Nie pozwolę, żebyś skrzywdziła mnie lub eNa! - krzyknęłam.
- V-V ja nie m-mam pojęcia o czym t-ty mówisz!
Za późno. Strzeliłam. Ale nie trafiło w Uzi. Trafiłam w eNa.
- N...? - przez chwilę złagodniałam, ale szybko wróciłam do spoważniałego stanu - suń się! Muszę trafić tym razem w nią - znów nadstawiłam broń.
- V, nie! - odkrzyknął N - nie możemy jej skrzywdzić!
- Po czyjej jesteś stronie, co?! Swojej dziewczyny czy... - popatrzyłam na Uzi - jej - dokończyłam.
- Ja... - zawahał się N.
- Nie okaż się zdrajcą i tym razem - dodałam.
Reszty zdarzeń pamiętam jak przez mgłę. Jedyne co zapamiętałam, to eNa broniącego Uzi.
Jak on mógł?
Uzi jest niebezpieczna.
Albo to nie jest Uzi.
Czy J jej coś zrobiła?
A jeśli tak, to czemu Uzi tak bardzo przypomina teraz... Cyn?Teraz siedzę w landing podzie. Pokłóciłam się z eNem.
Ale nie mogę mu powiedzieć o tym że Uzi to Cyn.
Nie uwierzy mi, a poza tym nie może o tym wiedzieć.
Musi zapomnieć o Cyn.Nie mam pojęcia gdzie teraz jest (w sensie N).
Jeżeli poszedł z Uzi, uznaję to za zdradę.
J miała rację.
Mogłam sobie dać z nim spokój.
On jest zdrajcą.
Zdrajcą firmy oczywiście.
Ale jeśli chodzi o nasz związek... Uważam że chodzi o to, że nie wie jeszcze zbyt wiele o Uzi. Przynajmniej nie widzi jej tak jak ja.
Chwila...
A jeżeli on u niej siedzi?!
I ona coś mu zrobi!?Nie zastanawiałam się dłużej. Wybiegłam z landing poda i skierowałem się w stronę kolonii.
CZYTASZ
W imieniu dobra czy miłości? ⟨⟨Tom 2⟩⟩ [N x V]{Murder Drones}
FanfictionTo miał być koniec... przecież ona nie żyje... Mija trochę czasu od prawdziwej śmierci J. Ale czy aby na pewno jest to prawdziwa śmierć? Chyba coś z tego nie wyszło... Ale czy przebieg zdarzeń wydarzyłby się tak samo gdyby V nigdy nie zdecydowała si...