Jakoś nie przemyślałam tego zbyt dokładnie ale... Ugh no dobra!
W ogóle tego nie przemyślałam!
Wbiegłam do pokoju Uzi z błyskawiczną prędkością.
Byli tam, N oraz Uzi.
Ale nic nie wyglądali podejrzanie.
N siedział przy jej biurku, ona na górnej części łóżka.- V?
- Wybaczcie, ja tylko... - zmieszałam się - sprawdzałam.... Coś
- Niby co? - zapytał podejrzliwie N.
- A nic - już miałam wychodzić, kiedy odwróciłam się do eNa - martwię się o ciebie gdybyś nie wiedział - dodałam i opuściłam dom Uzi.
Nie wiem co sobie wtedy myślałam. Ale to wszystko tylko dla tego, że jestem zazdrosna o eNa. Jakby... Jesteśmy w związku, tak? Mam prawo się martwić.
Eh, a mogłam dać sobie z tym spokój, naprawdę.
Ale nie! Kurde ja czasem się dziwię eNowi, że w ogóle coś do mnie czuje, bo ja sama mam do siebie problem.
Chociaż teraz, po tym wszystkim... Może jednak ma mnie dość? Niee, na pewno by wtedy zerwał. Jak nic. Chyba.
Nie wiem..
Nie będę się tym zamartwiać.Weszłam do landing poda i usiadłam przy panelu sterowniczym. Miałam już serdecznie dość tego, że chcę dawać eNowi ograniczenia, no bo co jest złego w posiadaniu przyjaciółki? Jakby, no wiem że to taka red flaga, ale dobra. Może tam se ją mieć.
Przecież znam go.Oparłam się rękami o panel i zamknęłam oczy. Westchnęłam. Może faktycznie coś jest ze mną nie tak?
Wtem, kiedy otworzyłam oczy nie zobaczyłam już wnętrza landing poda, a ciemność. Jednak przeczucie dawało mi do zrozumienia, że coś jest nie tak, zdecydowanie nie tak (halo przecież tak nagle znalazłaś się w ciemności no pewnie, że coś jest nie tak). Usłyszałam kroki, z każdym coraz głośniejsze i szybsze. Zbliżały się do mnie. Jednak wciąż nic nie widziałam. Na wszelki wypadek zmieniłam dłoń na broń. W końcu nie wiadomo co to lub kto to idzie. Po chwili, kroki ucichły. I tutaj popełniłam błąd, bo przez chwilę straciłam czujność. Rozluźniłam się i wyprostowałam z pozycji bojowej do takiej luźnej. I wtedy to coś wykorzystało okazję. Wybiegło frontem do mnie. To była eldritch wersja J. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nawet nie zdążyłam zareagować. Jedyne co zobaczyłam jako ostatnie, był ekran J i ona mówiąca coś ale zagłuszyło ją wołanie mojego imienia co jeszcze spowodowało, że się obudziłam.Znów byłam w landing podu, kiedy się wybudziłam, gwałtownie się wyprostowałam. To N mnie wołał. Nie wiem czy to wszystko to był sen, czy może jakaś wizja... Albo oba. Kiedy N zobaczył, że już kontaktuję się z tym światem, przestał cokolwiek gadać. Błagam tylko nie kolejna pogawędka w stylu "przepraszam cię V" bo to będzie już chyba 4 taka sytuacja.
- V czy wszystko już dobrze? - zapytał.
- Tak... - odpowiedziałam - chyba J znowu mi się wkradła do dysku twardego czy innego podzespołu.. - dodałam.
Nie ukrywam, po eNie widać było, że się przestraszył. Złapał mnie za dłoń. Dobra jego green flaga to to, że nie freakoutuje się jak mu coś mówię. No ale wracając, to trochę mu się tam rozpłakałam, bo serio nie chciałam, żeby pomiędzy nami były jakieś kłótnie i że naprawdę nie chcę go ograniczać, bo to nie o to tu chodzi, a nie chcę, żeby będąc w związku z nim miały takie sytuacje miejsce. Po tym jak mnie wysłuchał, odpowiedział mi, że również nie chce się ze mną kłócić, i też chce zdrowej relacji.
Po chwili, do lądownika weszła Uzi ale kiedy zauważyła, że może nam przeszkadzać, wycofała się. Nie poruszyło mnie to, bo to jednak oznaczało, że wszystko pomiędzy nami wszystkimi jest okej.
Opowiedziałam eNowi dokładnie swój sen czy raczej koszmar, a gdy skończyłam, przytulił mnie pocieszając, że wkrótce coś wymyśli, żebym nie miała problemów przez J.
Po tym jak już całkowicie się uspokoiłam, po tym całym zdarzeniu N zaproponował mi spacer.
- A co jeśli J gdzieś tam grasuje? - zapytałam.
- Wtedy ja cię obronię - odpowiedział N.
- No spoko tylko pamiętaj, że ja też umiem - odparłam.
N nic nie odpowiedział, ale uśmiechnął się, wziął mnie za rękę i oboje wyszliśmy z lądownika. Co prawda wciąż z tyłu głowy miałam nastawienie, że z każdej strony może zaskoczyć nas J. Jednak myśl, że jestem z eNem sprawiała, że automatycznie przestawałam się martwić. Ale to tak w kółko.
Na spacerze nie spotkaliśmy J, ale zaraz jak wróciliśmy do landing poda wbiła Uzi oznajmiając nam, że J nie ma na zewnątrz.
- Co? Co masz na myśli mówiąc, że nie ma jej na zewnątrz? - zapytałam, a N pokiwał głową, że również dołącza się do pytania.
- Mam na myśli to, że skoro nie jest na zewnątrz, no to chodzi mi o to, że jest a kolonii! - wyjaśniła Uzi.
O nie...
O nie, nie, nie
Skoro J jest w kolonii Worker Dronów to oznacza, że może teraz zgromadzić dużo energii i wtedy będzie nie do zatrzymania.(Tak jak to działa na Ziemi jest nazywane kręgiem życia, drapieżniki zjadają roślinożerców (ofiary), a zdarzy się, że kiedy drapieżnik zginie, jego szczątki wsiąkają w ziemię (nie wliczajmy człowieka, bo ten jest chowany w trumnie) i stają się pokarmem dla robaków i z czasem kiedy całkowicie się rozłoży, rośnie w tym miejscu trawa czy inne rośliny i jest to pokarm dla roślinożerców. Tsk działa krąg życia na Ziemi i nie można niczego w tym zmienić, bo inaczej nadejdą zakłócenia. Tak samo działa na Cooper 9 jednakże nie ma tam zwierząt, a są Drony (roboty). Drony mordercze muszą żywić się olejem Worker Dronów aby przeżyć. Jeżeli zabiją całą populację od razu, ich życie będzie zagrożone, jednak jeśli zabiją kilka Worker Dronów, nic się nie stanie. W ten sposób krąg życia nie zostaje zakłócony, a (niektóre) drony mogą cieszyć się (czasem dłuższym) życiem)(my face during this explaination:☝️🤓)(tak właściwie nie wiem po co wam ta informacja do życia no ale macie na przypomnienie)
CZYTASZ
W imieniu dobra czy miłości? ⟨⟨Tom 2⟩⟩ [N x V]{Murder Drones}
FanficTo miał być koniec... przecież ona nie żyje... Mija trochę czasu od prawdziwej śmierci J. Ale czy aby na pewno jest to prawdziwa śmierć? Chyba coś z tego nie wyszło... Ale czy przebieg zdarzeń wydarzyłby się tak samo gdyby V nigdy nie zdecydowała si...