chapter 2

132 12 1
                                    

*Luke's POV*

Obudziłem się równo o 5.30 rano. Do czasu, aż zacznie dzwonić mój budzik zostało z 15 minut. Jęknąłem na myśl, że muszę być w pracy na 6.30. Gdybym był tutaj tylko na wakacjach, z pewnością poszedłbym dalej spać, nie przejmując się tak wczesną porą i tym, że słońce powoli zaczynało razić mnie w oczy, przez co spałbym do czasu, aż nie obudziłoby mnie któreś z rodziców lub ja sam. Przypomniałem sobie, że obiecałem Lauren, że będę na nią czekał pod jej pokojem punktualnie o 6.10. Może i za wcześnie na wyjście do pracy, do której mamy tylko 10 minut drogi, ale chcemy zobaczyć nasze stanowiska pracy, ponieważ każdy pracownik ma przeznaczone rzędy z winogronem. Mam nadzieję, że ja i Lauren będziemy gdzieś obok siebie, bo chcę mieć z kim rozmawiać.

Wstałem z łóżka, poprawiając ręką włosy, które zgaduję, były poustawiane w każde możliwe kierunki świata na mojej głowie. Podszedłem do komody z ubraniami, które powkładałem je tam dzień wcześniej i wyciągnąłem z niej czarne dresowe spodnie i szarą koszulkę z logiem Nirvany, po czym znalazłem się w łazience, aby wziąć poranny prysznic.

Po wykonaniu porannej toalety i oczyszczeniu mojego ciała, wróciłem do pokoju. Spojrzałem na godzinę w telefonie, która wskazywała 5.50. Nie miałem nic innego do roboty niż czekanie na godzinę wyjścia, dlatego położyłem się na łóżku i postanowiłem napisać do dziewczyny.

Luke: Wstałaś już śpiąca królewno?

Lauren: Nie, nadal śpię.

Luke: Nie wiedziałem, że można pisać przez sen.

Lauren: Jesteś idiotą, Luke.

Luke: Kochanym idiotą. Będę po ciebie o 6.10, bądź gotowa.

Dziewczyna mi nie odpisała, dlatego wstałem z łóżka i podszedłem do wielkiego okna, które prowadziło na balkon.

*Lauren's POV*

Krzątałam się po pokoju nie wiedząc co założyć do takiej pracy. Przypomniałam sobie, że do takiego zajęcia lepiej ubrać coś, w czym będzie wygodnie, dlatego postawiłam na szare, dopasowane dresy i białą koszulkę na ramiączkach. Na ramiona zarzuciłam koszulę w czarno-szaro-białą kratę i na nogi ubrałam moje czarne vansy.

Spojrzałam na zegarek na ścianie, który wskazywał 6.10. Zdążyłam się ogarnąć na czas. Nagle po moim pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyłam je, a moim oczom ukazał się Luke. Muszę przyznać, że wyglądał całkiem gorąco.

- Dzień dobry, księżniczko - powiedział, opierając się o framugę. - Gotowa?

- Tak tak. Wezmę tylko telefon i klucze, i możemy iść - uśmiechnęłam się, idąc w kierunku szafki nocnej.

***

*Luke's POV*

- Mamy rzędy obok siebie! - byłem podekscytowany faktem, że będę miał z kim rozmawiać podczas tego nudnego zajęcia.

Lauren spojrzała na mnie, chichocząc. Może i znam ją dopiero od wczoraj, ale jest naprawdę fajna i miła, gdy się ją pozna bliżej i dłużej się z nią rozmawia. Gadałem z nią wczoraj, gdy poszliśmy jeść wieczorem. Opowiedziała mi trochę o sobie, dzięki czemu wiem o niej więcej. Wiem jaki jest jest ulubiony kolor, skąd pochodzi, ile ma lat, głównie takie podstawowe rzeczy. Gdyby nie ona, przez te wakacje żyłbym w samotności, a jest dopiero 4 lipca, a wyjeżdżam stąd 30 sierpnia.

Podeszliśmy do swoich rzędów i spojrzeliśmy na siebie. Na początku każdego rzędu stał wielki kosz, do którego miał się pomieścić winogron z każdej winorośli. No ja tu chyba oszaleję. Na szczęście można stać, a nie kucać, bo po pierwszych dziesięciu minutach odechciałoby mi się i siedziałbym na ziemi.

summer job // l.h.&l.j.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz