chapter 3

66 11 3
                                        

*Luke's POV*

Obudziłem się równo o 5:35 rano. Miałem pięć minut do budzika, więc postanowiłem poleżeć jeszcze te pięć minut, bo nie chciało mi się wstawać.

Kurde... głupio postąpiłem, że chciałem pocałować Lauren. Czuję się z tym głupio, bo nie wiem co L mogła sobie o tym pomyśleć. Poza tym nie tylko ja jestem tutaj winny, ale ona też, ponieważ sama też zaczęła się do mnie przybliżać.

Szatynka jest piękna. Może i ma ciężko w życiu, ale kiedy patrzy się jej w oczy, to mam takie uczucie, że chciałbym się nią zaopiekować. Wziąć ją pod swoje skrzydła niczym dzielny rodzic swoją pociechę. Niczym anioł swojego podopiecznego, którego Bóg mu przydzielił. Otulić ją ramionami i sprawić, że zapomni o wszystkich smutkach, błędach i złościach, i poczuje się przy mnie bezpieczna. Chciałbym, aby nie czuła się samotna, chcę spędzić z nią ten czas, do kiedy tu będzie, jak najlepiej, aby czuła, że jednak jest ktoś, kto ją kocha i nie chce jej nieszczęścia. Nie chcę w tej chwili zabrzmieć jakbym chciał być jej ojcem, ale tak bym właśnie chciał.

Z myśli wyrwał mnie trzask drzwi od mojego pokoju. Spojrzałem w tamtym kierunku z lekkim strachem, ale kiedy zobaczyłem mojego ojca lekko wściekłego, nie wiedziałem o co może mu chodzić.

- Co ty sobie wyobrażasz?! Od godziny powinieneś pracować, a zamiast tego, to ty się wylegujesz myśląc o niebieskich migdałach! Za karę, że nie wstawiłeś się na czas do pracy, dziś będziesz pracował do nocy. I nie obchodzi mnie, czy to za późno, czy będziesz na polu sam. A teraz ubieraj się i marsz do pracy. Dziś zbierzesz o trzy rządki więcej! - rozkazał ojciec.

Wstałem z łóżka z grymasem na twarzy. Nawet nie zauważyłem, kiedy minęło tyle czasu. Miałem paręnaście wiadomości i nieodebranych połączeń od Lauren. Szybko się ubrałem, przeczesałem palcami rozburzone włosy i wyszłem szybko za tatą.

***

Jestem wykończony. Jest godzina 20:56, a ja właśnie wracam z pracy do domu. Nie marzę teraz o niczym innym niż moje łóżko. Zakopanie się w miękkiej, białej pościeli i zaśnięcie, aby zapomnieć o tym dłuższym siedzeniu w pracy.

*Lauren's POV *

Wracałam właśnie do domu ze spaceru. Martwiłam się o Luke'a, ponieważ nie zjawił się na czas do pracy. Jego ojciec wielokrotnie przychodził na pole sprawdzić, czy jego syn już pojawił się w pracy, lecz po ósmej, kiedy nadal go nie było, zdenerwował się i postanowił po niego pójść.

Nagle zauważyłam wysoką postać, która szła ze zmęczeniem wypisaną na twarzy, jak i w ruchach, kiedy ta osoba szła.

- Lauren? - to był Luke.

- Luke? Martwiłam się o ciebie. Czemu nie przyszłeś rano po mnie? W ogóle czemu nie zjawiłeś się na czas do pracy? Coś się stało? - wypytywałam.

- Nie, słońce, wszystko jest wporządku. Jestem tylko zmęczony za siedzenie w pracy po godzinach – uśmiechnął się do mnie słabo.

Szliśmy rozmawiając o różnych rzeczach. Jutro sobota, a że mamy jutro wolne, to postanowiliśmy porobić coś razem. Nie wiedzieliśmy jeszcze do końca co, ponieważ Luke zaproponował, że porozmawiamy o tym jutro, kiedy trochę odpocznie, ponieważ jest teraz na tyle zmęczony, że nie myśli o niczym innym niż spanie. Zgodziłam się na to.

*Luke's POV*

Odprowadziłem Lauren pod sam pokój, żegnając się z nią przytulasem. Uśmiechnąłem się do niej, kiedy dziewczyna znikała w drzwiach. Wszedłem do swojego pokoju, zamykając drzwi i ściągając bluzę. Rzuciłem ją gdzieś w kąt, a następnie ściągnęłem buty, które również znalazły się gdzieś na drugim końcu pokoju. Położyłem się na łóżku, po czym wtuliłem się w miękką poduszkę i pościel. Od razu zasnąłem, ponieważ byłem wykończony.

______

elo melo 3 2 0

przepraszam, wiem, obiecałam, że będę dodawać częściej, ale znów dopadło mnie brak weny, więc zebrałam się teraz w garść i napisałam dla was ten krótki rozdział. 

KOMENTARZE I VOTES DODAJĄ MOTYWACJI DO DALSZEGO PISANIA, NAPRAWDĘ. DZIĘKI TEMU WIEM, KTO CHCE TO DALEJ CZYTAĆ.

bajo :*

summer job // l.h.&l.j.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz