Rozdział 3

10 1 0
                                    

*Niall Horan - The Show*
*Benson Boone - Before You*
*Scared to Start - Michael Marcagi*

*Shawn's POV*

   Zawsze myślałem, że jak jestem chłopczykiem to nie mogę zaprzyjaźnić się z dziewczynką. Jednak z nią było inaczej. Dlaczego?

  - Co tutaj robisz? - pyta mnie siostra, gdy zajmuje miejsce obok mnie w samochodzie. - Nie miałeś być jutro?

  - Na jutro jestem umówiony z Emmą. Mamy załatwić wizytę u lekarza razem, więc nie wyrobiłbym się - tłumaczę, a moja siostra wzdycha cicho.

  - Już dawno powinieneś uciąć ten kontakt do minimum i sam ogarniać. Bardziej się do tego nadajesz, niż ona - mruczy pod nosem.

  - Też mam pracę i nie mogę wziąć na siebie w większości tych obowiązków. - Próbuję ją uświadomić, ale chyba na marne, bo wyraźnie przewraca oczami.

  - Zaraz pójdziesz z buta - burczę trochę podminowany, a ona wzrusza ramionami.

  No tak, dwie minuty jazdy i za chwilę będziemy na miejscu. Potrafię na palcach obu rąk policzyć ile razy w ciągu tego roku udało mi się odwiedzić rodzinny dom. Muszę przyznać, że łapie mnie ta nostalgia, gdy mijam znane mi okolice i miejsca. A już nawet nie będę wspominał o tym jak wygłupiałem się z Eddiem i Damonem w garażu moich rodziców. Wtedy jeszcze istniała aplikacja Vine i udawało się nam zdobywać tą popularność, choć nam na tym nigdy nie zależało. Fajne czasy...

  Ledwo parkuję na podjeździe, a Aaliyah wypada niczym petarda z mojego samochodu i idzie do środka. W progu staje mama, ale ta ją mija bez słowa. Gaszę silnik, zaciągam ręczny i z chaosem w głowie wydostaję się ze środka.

  - Nic nie poradzę. - Rozkładam ręce, a mama kręci głową.

  - Chodź, bo jest zimno. - Posyła mi lekki uśmiech, a gdy się do niej zbliżam to ściska mnie mocno, a ja ją obejmuję. - Tęskniłam synku - mówi łamiącym głosem, a ja głaszczę ją po plecach z małym uśmiechem.

  - Ja też, naprawdę. Gdybym mógł to częściej bym przyjeżdżał, ale życie pisze mi zupełnie inny scenariusz - szepczę, a na korytarzu pojawia się mój tata.

  Z nim też witam się uściskiem, ale bardziej męskim. Po przywitaniu się idziemy we trójkę do salonu, gdzie leży stary, biszkoptowy labrador Rocky. Unosi powolnie głowę, aby mnie zobaczyć, a po chwili dostrzegam pewnego rodzaju szczęście w jego czekoladowych oczach.

  - Hej, stary. Dobrze ci tutaj, co? - Głaszczę go za uchem przez co wydaje się być zadowolony.

  Kiedyś rodzice woleli, aby Rocky pilnował podwórka. Jednak z czasem, gdy opuściłem dom, a jego zdrowie to zaczął wylegiwać się na kanapie lub ewentualnie w swoim legowisku, które znajduje się przy wyjściu na taras. Stał się naprawdę towarzyszem, ale martwi mnie, że prawdopodobnie to jego ostatnie miesiące. Zbyt mocno kocham tego psiaka, aby tak pozwolić mu odejść.

  Gdy się podnoszę, bo słyszę wołanie mamy to szczeka, jakby chciał powiedzieć '' nie przestawaj, młody. Tak mi dobrze. Tęskniłem.''

  - Zaraz wracam, poczekaj - mówię, pokazując mu otwartą dłoń. Wierzę, że wie co to oznacza, bo kiedyś uczyłem go komend i nie było takiej, której by nie wykonał. Jest mądry i to bardzo.

  Dom moich rodziców jest urządzony głównie w szarości, granacie i drewnie. Moim zdaniem bardzo nowocześnie i trochę się jednak dziwię, że zdecydowali obrać taki kierunek w remoncie, który odbył się z dwa lata temu. Pamiętam jak Al nie chciała nikogo zapraszać, bo wstydziła się, a ja zdecydowałem się wynająć projektantkę i wyremontować jej pokój. Po tym geście nasi rodzice zadecydowali o odnowieniu dosłownie wszystkiego. Nigdy nie chcieli moich pieniędzy, bo bardzo mnie wspierają, więc wtedy co im wysłałem przelew to mi go odsyłali i kłócili, że nie potrzebują.

Our Wonderland Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz