Osaczeni.

27 14 0
                                    


Kręciłem się bez celu w kółko po jaskini. Nie potrafiłem z nerwów usiedzieć w miejscu, a moja towarzyszka w tym czasie cichutko łkała. Sprawy nie miały się dobrze, a do głowy nie wpadały mi żadne pomysły na poprawę naszej sytuacji. Męczyły mnie za to kolejne pytania.

Ilu koczowników mogło być w okolicy? Jaki mieli plan? Gdzie rozłożyli swój obóz? Czy odnaleźli urządzenie Anastazji? Domyślili się już, że kobieta żyje? Jak dużo czasu minie, zanim zaczną zapuszczać się w głąb Puszczy?

Szlag! Istniało zbyt wiele niewiadomych, a każde możliwe działanie wydawało się obarczone ogromnym ryzykiem. Jeśli koczownicy odkryliby moje istnienie, raczej nie powiązaliby mnie z Anastazją, ale pewno i tak na powitanie pewnie zostałbym poczęstowany garścią śrutu.

– Szrama?

Głos kobiety wyrwał mnie z zamyślenia, zatrzymałem się w miejscu i zwróciłem w jej stronę. Anastazja przestała płakać i się uspokoiła, a na jej obliczu zobaczyłem grymas bezsilności połączonej ze zrezygnowaniem.

– Zastanawiasz się, czy mnie im nie wydać, prawda? – spytała ostrożnie. – W końcu to o mnie chodzi koczownikom.

Zgodnie z prawdą pokręciłem powoli łbem. Kobieta, widząc moją odpowiedź, odetchnęła z ulgą. Czyżby naprawdę uważała, że byłbym do tego zdolny?

– Przepraszam, że sprawiłam ci tyle kłopotów – oznajmiła z niekrytym żalem. – Jednak jeśli mamy to razem przetrwać, musimy obmyślić jakiś plan.

Spodobały mi się jej słowa. Poddanie się rozpaczy i bezczynności na pewno by nam nie pomogło, a jedynie zmarnowało cenny czas. Usiadłem obok rannej, żeby wysłuchać, co takiego zaproponuje. Anastazja pogrążyła się w rozmyślaniach, więc cierpliwie czekałem, aż się odezwie.

– Naszą największą nadzieją nadal jest symiliograf – stwierdziła po chwili. – No, moja walizka, o to mi chodziło – dodała na widok mojego zdziwienia. – Jest duża szansa, że nawet jeśli Nomadzi ją znaleźli, to nie wiedzą, do czego służy.

Zgodziłem się. Jeśli tylko udałoby się zdobyć to urządzenie, moglibyśmy się zaszyć w schronieniu i czekać na przybycie jej pobratymców. W takim wypadku jedynym wyzwaniem pozostawałoby zdobycie pożywienia i wody, ale w porównaniu z perspektywą starcia z członkami bandy lub próbą dostania się do najbliższej wioski wydawało się to błahostką.

– Zanim ktoś zorientuje się, że zaginęłam, minie co najmniej tydzień – zastanawiała się na głos Anastazja. – Nawet jeśli natychmiast zostanie wysłana pomoc, to dotarcie tutaj zajmie im kolejne kilka dób. Zależy, skąd będą szli. Do tego wszystkiego przecież nie wiedzą, gdzie dokładnie się znajduję – przerwała i głęboko westchnęła. – Nie mamy tyle czasu.

Dużo zależało także od tego, jak bardzo koczownicy byli zdeterminowani, aby ją odnaleźć. Puszcza była ogromna i jeśli będzie nam sprzyjać szczęście, minie wiele dni, a może nawet tygodni, zanim odnajdą naszą kryjówkę.

– Czy mógłbyś wrócić tam nocą? Spróbować jeszcze raz odszukać urządzenie? – spytała.

Zawahałem się. Poruszanie się nocą było niebezpieczne i za wszelką cenę wolałbym tego uniknąć, jednak było to najlepsze wyjście na odzyskanie jej zguby. Poważnie obawiałem się kretołaków, ale już wolałem natrafić na jednego z nich niż na grupę uzbrojonych ludzi. Anastazja przyglądała mi się badawczo. Po dłuższej chwili niechętnie się zgodziłem, głównie dlatego, że sam nie byłem w stanie wpaść na lepszy pomysł.

– Dziękuję, Szrama – odpowiedziała mi z delikatnym uśmiechem. – Jak się nie uda, to będziemy się zastanawiać, co zrobić dalej.

A więc postanowione. Sprawdziłem zapas jedzenia, z ostatnio upolowanego mulaka praktycznie nic już nie zostało. Nic dziwnego, miałem w końcu dodatkową gębę do wykarmienia. Do zachodu słońca było jeszcze daleko, więc spokojnie zdążę się jeszcze wybrać na łowy. Wskazałem Anastazji gestem, że wychodzę, aby zdobyć pożywienie, a ta w odpowiedzi tylko kiwnęła głową. Kobieta sprawiała wrażenie nieobecnej i zupełnie pogrążonej we własnych myślach.

"Szrama" - Pierwszy Akt Powieści.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz