Uciekinier.

29 14 0
                                    

Anastazja obejmowała mnie mocno, a ja zastygłem w zupełnym osłupieniu. Nie rozumiałem, co tak właściwie się działo. Ukazałem jej moje najgorsze oblicze, bezwzględnego i okrutnego drapieżnika. Może nadal była w szoku i nie pojęła jeszcze tego, jak bliski byłem jej zagryzienia?

Dlaczego moje obcowanie z ludźmi zawsze musiało się tak kończyć? Tym razem udało mi się wyrwać z szału, ale czy dam radę, jeśli wydarzy się to ponownie?

– To wszystko moja wina – oznajmiła kobieta, głośno przełykając gulę w gardle. – Przepraszam! Tak bardzo cię przepraszam...

Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę, ona szlochając niekontrolowanie w moje futro, ja za to zupełnie skołowany jej reakcją. W końcu Anastazja puściła mnie i się odsunęła, twarz i ubranie kobiety zaplamione były krwią koczowników. Wytarła oczy rękawem bluzki i spojrzała prosto na mnie, lecz nie dostrzegłem w jej wzroku strachu.

Dlaczego?!

– Na Stworzycieli... – wymamrotała drżącym głosem. – Jesteś cały?

Nie potrafiłem uwierzyć własnym uszom. Po tym, co zobaczyła, musiała oszaleć, nie widziałem innej możliwości. Tuż przed nią bezlitośnie zarżnąłem czterech przedstawicieli jej gatunku, a ona się o mnie martwiła?

– Zastanawiasz się, dlaczego się ciebie nie boję? – spytała, jakby czytając mi w myślach.

Skinąłem powoli głową w odpowiedzi.

– Wiem, że nie chciałeś tego zrobić. Zmusili cię, nie miałeś wyboru – wyjaśniła łagodnym tonem. – Jesteś dla siebie zbyt surowy, Szrama.

Położyła troskliwie dłoń na moim ramieniu. Uświadomiłem sobie, że miała rację. Rzeczywiście, koczownicy nie pozostawili mi innego wyjścia. To oni zakłócili mój spokój i gdyby nie wtargnęli do mojego domu, to wszystko nigdy by się nie wydarzyło. Jeślibym nie zareagował, skazałbym Anastazję na śmierć. Jej słowa sprawiły, że odzyskałem jasność umysłu. Podniosłem łeb i popatrzyłem na kobietę ze szczerą wdzięcznością w oczach. Położyłem swą dłoń na jej dłoni.

– Posprzątajmy tu, dobrze?

Zgodziłem się...

* * *

Ogarnięcie rezultatu rzezi, którą urządziłem, zajęło nam pozostałą część dnia. Przejrzeliśmy wspólnie ciała koczowników w poszukiwaniu przydatnych przedmiotów, a następnie zrzuciłem truchła z pobliskiego urwiska. Tam już zajmą się nimi pozostali mieszkańcy Puszczy.

Anastazja pozostawiła sobie cztery jednostrzałowe strzelby, czym mnie szczerze zaskoczyła. Zapewniła mnie, że potrafi ich używać, a do tego strzela całkiem nieźle. Miałem nadzieję, że nie będę miał okazji, by się o tym przekonać.

Umyliśmy się w pobliskim strumyku, zupełnie ignorując fakt, iż w pobliżu nadal mogli znajdować się nasi prześladowcy. Potrzebowaliśmy zmyć z siebie nie tylko krew, ale również wszystkie zmartwienia i cały ten szok, jaki pozostał po masakrze.

Posilaliśmy się świeżo upieczonym szarakiem, gdy na zewnątrz słońce chyliło się powoli ku zachodowi. Popadłem w przygnębienie. Nomadzi niedługo zaczną szukać swoich zaginionych towarzyszy i pewnie szybko domyślą się, kto stał za ich śmiercią. Spokój, którego tak bardzo pragnąłem, wydawał się coraz bardziej odległy i nieosiągalny.

Spojrzałem na kobietę, ona także sprawiała wrażenie nieobecnej. Siedziała z kolanami przyciągniętymi do klatki piersiowej, wpatrując się w pustym wzrokiem ścianę.

Chrząknąłem, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę.

– Ach! – wzdrygnęła się, jakbym wyrwał ją ze snu. – Przepraszam, zamyśliłam się.

"Szrama" - Pierwszy Akt Powieści.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz