Rozdział 4

3 4 0
                                    

Jakiś króciutki czas

***Był to wódz wrogiego stada, ten, który doprowadził do krwawej walki. Jego oczy płonęły gniewem, a jego kły były ostre jak brzytwy. "Przyszłem po wasze życie," wywarczał wódz wrogiego stada. "Wasze stado jest skazane na zagładę." W tym momencie wszyscy wilki zrozumieli, że walka jest nieunikniona. Musią zjednoczyć siły i stanąć wobec wspólnego wroga, żeby przetrwać. ***

Wódz stada, choć zaskoczony pojawieniem się przeciwnika, nie stracił zimnej krwi. Jego futro drżało od napięcia, ale spojrzenie było skupione i przenikliwe. Jeden z młodszych wilków, drżący ze strachu, spojrzał na przywódcę z nadzieją. Wódz podniósł wysoko głowę i wydał krótki, ale stanowczy rozkaz.

"Niech nikt się nie cofa! Nasze stado nigdy nie ustąpi przed zagrożeniem."

Jego głos był spokojny, ale niósł w sobie siłę, która rozbrzmiała w sercach każdego wilka. Starsi członkowie stada stanęli w półkole, chroniąc młodszych. Zrozumieli, że to nie będzie zwykła walka o terytorium. To była walka o ich istnienie.

Wódz wrogiego stada zbliżał się powoli, jego olbrzymie ciało poruszało się płynnie, jakby był pewien zwycięstwa. Jego wilki zaczęły wychodzić z cienia, otaczając stado, a ich żółte oczy błyszczały w ciemności. Szmer narastającego napięcia wypełnił powietrze.

"Wasz czas dobiegł końca," rzucił z pogardą, unosząc łapę, jakby chciał dać znak do ataku.

Wtem z lasu rozległo się coś, czego nikt się nie spodziewał. Kolejny ryk, jeszcze głośniejszy i bardziej przeszywający, odbił się echem między drzewami. Wilki z obu stad spojrzały w stronę dźwięku, zaskoczone. Z mroku wynurzyła się potężna sylwetka, ale tym razem nie był to żaden z dotychczasowych przeciwników. Zbliżał się wilk o siwym futrze, pełen godności, a jego kroki były pewne i bezlitosne. Był to dawny wódz, legenda lasu, który zniknął wiele księżyców temu.

"Nie pozwolę, byście niszczyli to, co ja stworzyłem," powiedział głosem, który sprawił, że ziemia zdawała się drżeć.

Wilki z obu stron zamarły. Wódz wrogiego stada cofnął się o krok, jego oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu.

Dawny wódz zbliżał się powoli, a każdy jego krok wydawał się niosącą ciężar wieków decyzją. Wilki z obu stron czuły jego siłę, jakby sam las przywrócił go, by zaprowadzić równowagę. Nawet najmniejszy szelest liści zdawał się cichnąć w jego obecności. Młodsze wilki, które nigdy wcześniej go nie widziały, patrzyły na niego z mieszanką podziwu i strachu.

Wódz wrogiego stada, ten, który doprowadził do rzezi, po raz pierwszy w tej bitwie nie był pewny siebie. Jego łapy zaczęły drżeć, a ogon, który wcześniej dumnie stał w górze, teraz lekko opadł.

„Co to za sztuczka?" warczał, próbując ukryć niepewność. „Myślisz, że duchy przeszłości ci pomogą? Ja jestem władcą tego lasu!"

Stary wódz zatrzymał się przed nim, jego oczy błyszczały, jakby widział coś, czego inni nie dostrzegali. Jego futro, choć siwe, wciąż promieniowało siłą, a blizny na jego ciele przypominały o licznych walkach, jakie stoczył w przeszłości.

„Władcą tego lasu są prawa, które tu panują, a nie siła sama w sobie," odpowiedział spokojnie, choć jego głos niósł echo starożytnej potęgi. „Zapomniałeś, że te ziemie żyją w harmonii od pokoleń. Zniszczenie tej równowagi przyniesie zgubę nie tylko tobie, ale wszystkim."

Młodsze wilki zaczęły szeptać między sobą, zastanawiając się, czy to możliwe, że tak potężny przywódca rzeczywiście miał rację. Wódz ich stada, widząc, jak zmienia się atmosfera, stanął obok dawnego wodza, z szacunkiem skinął głową i przemówił do swojego stada.

Wataha wilków. Tajemnicza kobietaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz