Rozdział 3. Na zamku.

22 7 2
                                    

Po kilku godzinach drogi ujrzeliśmy na horyzoncie Zamek w Nedercie. Został on wzniesiony setki lat temu na wysokiej górze Neder. Zamczysko było ogromne, zbudowane z lśniącego kamienia, które migało w świetle słońca. Nigdy wcześniej nie widziałam tak pięknego widoku. Mury budowli porastał pnący bluszcz i winorośle, a dookoła wzniesienia znajdowały się pola kwiatowe, na których rosły róże, tulipany, goździki, chryzantemy, maki, trawa cytrynowa i różne zioła.

- Pięknie tu. - Szepnęłam w stronę Lucka, a chłopak zaśmiał się.

Dla niego ten widok nie był rzadkością, ponieważ już od dziecka ojciec zabierał go do miasta. Kupowali tam razem różne metale, które potem razem przetwarzali na broń i narzędzia. Od lat blondyn opowiadał mi jak wyglądała siedziba Króla, a ja dopiero teraz mogłam się przekonać na własne oczy, jak piękne jest to miejsce. Wiele razy prosiłam Carlosa, by zabrał mnie do zamku, jednak on był nieugięty i za każdym razem lekceważył moje prośby.

- Jestem głodny i zmęczony. - Mruknął blondyn, na co ja wyciągnęłam kawałek chleba z plecaka i podałam go chłopakowi, który z wdzięcznością przyjął go i wgryzł się od razu w chrupiące pieczywo. Ja nie zamierzałam jeszcze jeść. Bałam się, że nie przyjmą mnie do pracy, a w tedy zostałabym z niczym. Musiałabym żebrać na ulicy, a takiego losu nie życzyłam nawet największemu wrogowi.

- Za ile dojdziemy na miejsce? - Spytałam chłopaka, który dzielił się swoim jedzeniem z swoim smokiem. Nie rozumiałam, dlaczego ludzie tak dbają o te bestie i oddają im wszystko co tylko mają. Skrzywiłam się na ten widok i odwróciłam wzrok. Może i nie trawiłam takiego zachowania, ale nie zamierzałam go komentować, tak samo jak Luck nie ubliżał mi przez moją niechęć do smoków. 

- Myślę, że za pół godziny będziemy. 

Cyklon wydawał się dość zmęczony naszą wędrówką. Co chwilę wzbijał się w powietrze, leciał wysoko w górę aż do chmur, a następnie do nas wracał. Z racji, że był środek lata i żar lał się z nieba, to dzięki jego zabawie o wiele przyjemniej przemierzało nam się drogę. Skrzydła Cyklona wprawiały w ruch powietrze i tworzyły przyjemny wiatr, który dawał uczucie świeżości.

- Czasem smoki się jednak przydają. - Przyznałam patrząc w górę, na zielonego smoka, przez co Luck spojrzał na mnie zdziwiony. 

Droga na zamek minęła nam dość szybko, ale to pewnie dlatego, że przez resztę trasy byłam zajęta podziwianiem i wąchaniem pięknych i pachnących kwiatów, które rosły wzdłuż dróżki. Nie mogłam przestać ich podziwiać i walczyłam sama z sobą, żeby nie zrobić z nich bukietu. Nie chciałam tego robić, ponieważ nie miałam przy sobie żadnego pojemnika z wodą, przez co rośliny szybko by zwiędły.

Wszystko było idealne oprócz smoków, które widzieliśmy z każdej strony Zamczyska. Niektóre były wielkie, a inne małe. Jedne latały tuż nad naszymi głowami, inne były wysoko ponad chmurami, a jeszcze inne po prostu pasły się wśród kwiatów, które były ich głównym pożywieniem.

Najwięcej latających bestii było tuż koło maków. Czerwone kwiaty były ulubionym jedzeniem większości ze skrzydlatych istot i świetnie działały na ich układ trawienny. Mój ojciec również hodował te rośliny, ponieważ były zbawienne przy większości chorób smoków. Akloidy zawarte w makach sprawiają jednak, że są one niezwykle trujące dla człowieka, a najbardziej niebezpieczny jest ich sok, który tworzy się po utarciu ich płatków.

Mój ojciec zawsze mówił, że każda trucizna dla człowieka, jest lekarstwem dla smoka.

Po chwili doszliśmy już do ogromnej, drewnianej bramy, która była jedynym wejściem do zamku. Przekroczyliśmy ją i weszliśmy do miasta wypełnionego ludźmi. Z lewej strony wejścia stali grajkowie, którzy pogrywali różne, wesołe melodie na ukulele. Na głowach nosili czapki przyozdobione pawimi piórami. Były one niezwykle barwne i idealnie komponowały się z ich strojnymi szatami.

Pani Skrzydlatych BestiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz