Rozdział 7. Wezwanie Króla.

16 1 0
                                    

-Dzień dobry, masz może tą pyszną herbatę różaną, którą ostatnio mi dałeś?

- Spytałam się mojego współpracownika od razu po przyjściu do pracy.

Smak różanej herbaty chodził za mną cały poprzedni dzień i nie mogłam się doczekać chwili, kiedy ponownie ją skosztuję.

Pablo wyrzucił obierki z jabłka do śmietnika, który stał obok blatu i spojrzał na mnie kątem oka śmiejąc się pod nosem, a następnie wrócił do obierania owocu. Na moje nieszczęście, nie wykonał żadnej czynności, która świadczyła, by o tym, że zamierza zająć się przygotowaniem dla mnie pysznego naparu bogów.

Stanęłam zrezygnowana obok przyjaciela mojego ojca i wzięłam od niego kosz jabłek, by szybciej skończył swoją pracę i zajął się zrobieniem herbaty.

-Król Walter chce cię dziś widzieć u siebie. - Powiedział spokojnym tonem, gdy odłożyłam do miski trzecie jabłko pozbawione skórki.

Na dźwięk imienia Króla na moment stanęło mi serce, a następnie przyspieszyło z dwukrotną prędkością. W duchu modliłam się tylko, by nie było to związane z moim nocnym wyjściem pod mury więzienia. Tak właściwie stwierdzenie, że byłam tylko pod “murami” jest dużym niedopowiedzeniem. Ja znalazłam się w środku więzienia!

-Mnie? - Pablo spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, gdy drżący głos opuścił moje usta.

-Tak, owszem.

-Czemu Król chciałby mnie widzieć?

-Z tego co wiem Luck dostał takie samo zaproszenie. Nie wiem po co chciałby z tobą rozmawiać, skoro jesteś tylko stajenną, ale widocznie ma ku temu powód. Król zawsze ma powód.

Wzięłam miskę z obranymi jabłkami oraz nóż i na sąsiednim blacie zaczęłam je kroić w kawałki. Smoki bardzo lubiły jabłka i chętnie je podawaliśmy, by dostarczyć im najpotrzebniejszych składników odżywczych.

-To co z tą herbatą? - Spytałam po chwili. Z jednej strony chciałam rozładować zgromadzone wokół nas napięcie, a z drugiej, miałam ochotę napić się kolejny raz herbaty różanej.

Pablo zaśmiał się dźwięcznie i poszedł pod małe palenisko, nad którym wisiał garnek z wodą. Podpalił małe, suche gałązki i poczekał aż ogień pochłonie większe kawałki drewna.

-Nie wiedziałem, że aż tak posmakuje ci moja herbata.

-Na początku była ohydna, ale im dłużej się ją piło, tym lepsza się stawała. - Przyznałam zgodnie z prawdą.

Pablo włożył kawałki ususzonej róży do czerwonego kubka i zalał go wrzącą wodą, a gdy temperatura wody się zmniejszyła, dodał tam jeszcze różne dodatki. Gdy mężczyzna uznał, że herbata jest gotowa, położył przede mną kubek. Wzięłam w ręce parujący napar i dostrzegłam w nim kawałki imbiru, miodu i mięty. Upiłam łyk, a moje podniebienie od razu rozgrzało się pod wpływem ciepła. Miód dawał lekki i słodki posmak, a kawałki imbiru lekko szczypały swoją ostrością. Musiałam przyznać, że ta herbata była jeszcze lepsza od poprzedniej. Miałam nadzieję, że z każdym dniem będzie tworzył coraz to lepsze kombinacje.

-O której mam się stawić u Króla?

Odłożyłam pusty kubek do zlewu, a następnie umyłam go dokładnie.
Pablo spojrzał przymrużonymi oczami na zegar i chwilę się nad czymś zastanawiał. Być może nie był pewny, o której mam tam być, a może obliczał w głowie ile czasu mi zostało.

-Masz jeszcze pół godziny.

-Pablo! Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Krzyknęłam zszokowana i poprawiłam ręką wygniecenia na moich ogrodniczkach. Nie miałam czasu się już przebierać w coś bardziej wizytowego i godnego spotkania Króla, dlatego polałam wodą delikatnie spodnie i rozprostowywałam je ręką, by zneutralizować zagniecenia. Pech chciał, że akurat dziś ich nie uprasowałam.

-Ciesz się, że nie zagnałem cię do pracy, tylko spokojnie jeszcze sobie piłaś herbatę. Uspokój się Cynthia, dobrze wyglądasz. Pomięty materiał to nie koniec świata, prawie tego nie widać. - Próbował mnie uspokoić, jednak marnie mu to wychodziło.

-Dziękuję ci, ale oboje wiemy, że strój pracowniczy nie jest odpowiedni do spotkania z Królem.

-Król chce byście przyszli do niego właśnie w nich. Nie podważaj jego słowa!

- Rozkazał mi mężczyzna celując we mnie palcem wskazującym. Przewróciłam na ten widok oczami i zaśmiałam się.

  Zgodnie ze słowem mojego współpracownika, przestałam się znęcać nad moimi spodniami, by były w stanie wyschnąć w pół godziny. Na szczęście było tak gorąco, że nie przejmowałam się tym zbytnio.

Z blatu zabrałam miskę jabłek i jeszcze przed wyjściem postanowiłam dać każdemu ze smoków po kawałku. W ten sposób chciałam zająć sobie głowę, by szybciej minął mi czas. Pierwszy oczywiście swoją porcję dostał Skiter, który wesoło podbiegł do bramki od razu, gdy mnie zauważył, a następne cząstki otrzymały wszystkie z dwudziestu skrzydlaków. Nie pamiętałam jeszcze imienia każdego ze smoków, ale powoli starałam się ich powoli uczyć.

Ostatni kawałek był przeznaczony dla Vektora. Przy tym smoku postanowiłam się zatrzymać, by sprawdzić, jak się czuje po przebytej gorączce. Na szczęście smok wracał powoli do zdrowia i był coraz żywszy. Turlał się wycierając swój grzbiet o słomę, która była rozsypana w jego zagrodzie. Obiecałam sobie, że po powrocie zabiorę go na krótki spacer i podam zioła wzmacniające, by jeszcze szybciej się zregenerował.

-Cynthia! Luck przyszedł! - Zawołał Pablo z naszego domku pracowniczego.
Nie wiedziałam, że Luck po mnie przyjdzie. Spodziewałam się raczej tego, że oboje spotkamy się dopiero pod zamkiem.

Zamknęłam zagrodę smoka Króla i wyszłam ze stajni, gdzie czekał na mnie przyjaciel.

Blondyn był ubrany w tą samą elegancką koszulę co poprzedniego dnia. Kremowe spodnie idealnie komponowały się z jego jasnymi włosami i kontrastowały z czarnymi, wypastowanymi, ciężkimi butami.

-Ty chociaż dobrze wyglądasz. - Powiedziałam na przywitanie w stronę przyjaciela i uścisnęłam go. - W przeciwieństwie do mnie. - Jęknęłam na co Luck się zaśmiał.

-Spokojnie Pieguza zawsze mogło być gorzej. - Zaśmiał się oglądając mój strój.
Oboje wiedzieliśmy, że nie wyglądam najlepiej.

Pani Skrzydlatych BestiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz