Rozdział 8. Dziesięć tysięcy mieczy.

12 1 0
                                    

Zamek znajdował się w promieniu kilkuset metrów od mojego miejsca pracy, przez co nie miałam czasu przygotować się psychicznie na to co mnie czeka. Nie miałam w głowie ułożonego scenariusza ani odpowiedzi na pytania, które mogą paść w moją stronę. Myślałam o najgorszym i liczyłam, że zły sen się nie ziści. Starałam się wydłużyć naszą drogę tak bardzo, jak tylko mogłam. Niestety było to trudne do zrobienia, gdyż przed nami nie było nawet ludzi, którzy mogliby nas spowolnić. Luck z ekscytacją szedł na spotkanie z Królem, a ja natomiast czułam, jak z każdym krokiem zalewa mnie zimny pot.

Zamek był sercem Nedertu. Wyróżniał się na tle miasta dzięki swojej wielkości. Twierdza miała jednak kilka cech wspólnych i tak jak wszystkie inne budynki, porastał go bluszcz. Roślina natomiast znacząco różniła się od tej spotykanej w miasteczku. Liście oplatające zamek były kolorowe, mieniły się zielonymi i czerwonymi odcieniami, a w niektórych miejscach nawet i wkradał się czarny, w przeciwieństwie do tych w miasteczku.

Niewielkiego wzniesienia, na którym stał pałac pilnował wysoki i umięśniony strażnik. Jego twarz pokrywały liczne blizny i zmarszczki, które dodawały mu lat i oszpecały go. Nie wyglądał na przyjaznego człowieka. Jego czarne i puste spojrzenie sprawiało, że nie chciało się z nim rozmawiać. Ubrany był w zielony mundur, na którym wisiały liczne odznaczenia.

-My do Króla. - Powiedział Luck pewnym siebie głosem, gdy stanęliśmy metr od mężczyzny.

-Kim jesteście? - Strażnik spojrzał na nas kątem oka. Jego puste spojrzenie wywołało we mnie gęsią skórkę.

-Mam na imię Luck leterson, jestem kowalem. Król chciał, bym stworzył dla niego miecz.

-A kim jest ona. - wskazał ruchem ręki na moją osobę.

-Jestem Cynthia Groond i pracuję w stajni królewskiej.

Strażnik nie pytał o nic więcej. Wskazał ruchem ręki, że mamy za nim iść i poprowadził nas przez zawiłe, kamienne korytarze do pomieszczenia, które było salą tronową. Panował tam przepych i bogactwo. Nie brakowało złota i dekoracji stworzonych z drogich kryształów. W oknach znajdowały się liczne witraże przedstawiające smoki i ich walkę przeciwko złu. Jeden obraz szczególnie przykuł moją uwagę, widniała na nim kilkuletnia dziewczynka i trzymała w rękach smocze jajo. Na jej twarzy gościł uśmiech. W centralnym miejscu stał tron wykonany ze złota. Był wielki, masywny i błyszczał pod wpływem słońca, które wpadało do pomieszczenia ogromnymi oknami. Jego piękno podbijały granatowe kryształy, które idealnie komponowały się z jego kolorem.

Na tronie siedział Król Walter. Nie mogłam uwierzyć w jego piękno. Mężczyzna wyglądał dokładnie tak, jak postać, którą widziałam u siebie w pokoju, w środku nocy. Te same czarne jak smoła włosy, zarysowana szczęka. Miałam wrażenie, że go wyśniłam, ale to było tylko złudne wrażenie. Granatowe szaty zdobiły jego masywne ramiona, a uda opinały czarne, dopasowane spodnie. W królewskim wydaniu wyglądał tak samo dobrze, jak w nocnej wersji.

Król patrzył na każdy nasz krok i przyglądał się nam tak samo intensywnie, jak my jemu.
Jego uroda była nietypowa. Wąskie usta miał lekko zaróżowione, a na nich posiadał liczne małe ranki, które dostrzegłam dopiero, gdy znaleźliśmy się bliżej niego. W przeciwieństwie do ust, jego nos był szeroki tak samo jak szczęka, ale razem tworzyło to idealne proporcje.

-Witaj Królu. - Luck uklęknął na jedno kolano i opuścił głowę, by okazać mu należyty szacunek, a ja zrobiłam to samo.

Walter nie odpowiedział nam. Siedział wciąż opierając o ramię tronu i patrzył na nas z wyższością.

Soczysty rumień wkradł się na twarz Lucka. Stojąc obok niego poczułam, jak promieniuje od niego ciepło. Chłopak po chwili rozpiął kołnierzyk koszuli i wziął głęboki oddech.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 04 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Pani Skrzydlatych BestiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz