Rozdział 5. Pierwszy dzień.

13 5 0
                                    

Chwyciłam za widły, które leżały oparte o ceglany mur i zaczęłam zbierać odchody i błoto wymieszane z sianem. Smoki były w bardzo dobrej kondycji więc wystarczyło uzupełnić im wodę i dać pożywienie. Praca dziś była lekka i na szczęście mało skomplikowana.

- Cynthia? Dobrze się czujesz? - Spytał Pablo podchodząc do mnie z kubkiem herbaty różanej z odrobiną miodu i imbiru.

- Słabo dziś spałam. To wszystko. - Nie mogłam mu powiedzieć o tym co się dowiedziałam. Nie znałam tych ludzi i nie wiedziałam do czego są zdolni. Luck był jedyną osobą, której ufałam i której zamierzałam powiedzieć o moim odkryciu. Znaliśmy się od dziecka i cieszyłam się, że zdecydował się przyjść tu ze mną.

- Pierwsza noc zawsze jest najgorsza, ale gwarantuje, że jutro będzie lepiej. - Pablo podał mi gorący napar, a ja odłożyłam widły na bok. - Ja pierwszego dnia byłem tak zestresowany, że w nocy zamiast spać jadłem orzeszki. - Zaśmiał się. - Efekty jak widzisz są. - Wskazał na swój brzuch.

- Nie wyglądasz źle, a właściwie wcale nie widać, że lubisz nocne podjadanie. - Uśmiechałam się do niego przyjaźnie i wzięłam łyk pysznej herbaty. Zdecydowanie to mój ulubiony napój.

- Dziękuję za komplement. 

Przez chwilę zastanawiałam się nad wczorajszym wieczorem i nie mogłam zrozumieć skąd wziął się tutaj kot. Podobno wszystkie wyginęły. Jak byłam mała widziałam ostatnie osobniki tego gatunku, dlatego zdecydowałam się spytać o niego mężczyzny. Miałam nadzieję, że powie mi że to niemożliwe. W tedy już łatwiej przyszłoby mi przyznać przed sobą, że po prostu dzieje mi się coś z głową.

- Czy jest tutaj może jakiś kot? - Spytałam biorąc głęboki wdech. Pablo mógł w końcu uznać mnie za wariatkę i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby tak o mnie pomyślał.

- Tak, owszem. - Mężczyzna wydawał się nie wzruszony. - Król posiada kota, takiego czarnego, ale nikt go nie widział już od dawna. Skąd o nim wiesz? - Zmarszczył brwi i odłożył kubek na beczkę.

- Czarny kot wczoraj wieczorem wszedł mi do pokoju.

Pablo zesztywniał cały i poczerwieniał. Zachowywał się tak jakby wiedział coś na ten temat, ale nie chciał mi powiedzieć. Nie rozumiała czemu tak zareagował. 

- Może ci się tylko wydawało. - Zaśmiał się niezręcznie.

- Nie. Był wczoraj u mnie, mam nawet jego futro na pościeli. - Być może za bardzo naciskałam, być może powinnam zlekceważyć tą sprawę, jednak wiedziałam że Pablo kłamię, jego ciało go zdradzało.

- Powiedz mi jeżeli dziś też do ciebie przyjedzie, a tym czasem wracajmy do pracy. - Klasnął w dłonie, zabrał swój kubek i odszedł ode mnie. - Myślę, że dobrze by było gdybyś zabrała któregoś ze smoków na spacer. Silne nogi przydają się tak samo jak i skrzydła.

Teraz byłam pewna, że coś tu dzieje się niepokojącego, a na dodatek nie mogłam pozbyć się z głowy widoku ciała mężczyzny, którego oplatały ciernie. Za każdym razem jak zamykałam oczy wracałam do tamtej sytuacji i czułam ten strach.

Postanowiłam nie wracać już dzisiaj do tego tematu. Wzięłam uprząż i podeszłam do pomarańczowego smoka, który ładnie się komponował na tle bluszczu i pomarańczowych róż, które porastały całą stajnię. Z tego co mi mówił Pablo, pomarańczowy smok nazywał się Skiter i był jednym z młodszych smoków. Podeszłam do skrzydlaka, a ten wesoło machnął łebkiem i sam wślizgnął mi się w uprząż. Zdziwiłam się z jaką łatwością mu to poszło, ale cieszyłam się, że wybrałam łatwiejszego smoka na początek. 

Skiter wyszedł z zagrody pierwszy i machając ogonem ruszył w stronę wyjścia poza mury zamku. Smok wyglądał jakby miał co najmniej pięć lat. Przez całą długość kręgosłupa, wystawały mu żółte kolce, dzięki nim powinien wyglądać groźniej, ale tak naprawdę każdy smok wygląda odrażająco i nic im nie pomorze.

Pani Skrzydlatych BestiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz