ROZDZIAŁ 5

9 1 0
                                    


Lucy, Kate, Sam... Moje życie w znacznym stopniu przypomina kręcenie kołem fortuny. Na kogo wypadnie, tą właśnie się stan. Każdej nocy, kiedy zakładam szpilki, Reselyn, której nikomu dotąd nie dałam poznać naprawdę, znika i zostaje zastąpiona przez maskę dziewczyny szukającej przygód. Zakolegowałam się z nią podobnie jak z Lu. Jest częścią mnie, „słodką blondyneczką" o wielu twarzach.

Zdarza się, że podczas nocy w klubie wystarczy mi samo imię. Kiedy swój trafia na swojego i oboje (ja i mój przypadkowy nieznajomy) wiemy od początku, co chodzi nam po głowie, nie musimy wiedzieć o sobie nic więcej. Rozumiemy, że nie zobaczymy się już nigdy i czujemy się przy sobie swobodnie. Te właśnie przypadki są dla mnie najłatwiejsze. Jedna noc i to by było na tyle. Oboje nie musimy czuć się winni.

– A kogo my tu mamy? – Moja przepowiednia właśnie się spełniła, któż by się tego spodziewał? Mam przed sobą łysego goryla, który może mieć ze czterdzieści lat, żonę i trójkę dzieci. Jeśli mam być szczera, sądzę, że regularnie zdradza ją z małolatami w moim wieku.

– Się masz Frank – mruczę do niego.

Uśmiecham się jak idiotka, bo jestem już w dosyć dobrym humorze. Otworzyłam tam wino, ale na jednej lampce się nie skończyło. Luise wróciła z zajęć wcześniej niż powinna i przyłapała mnie z butelką, kiedy wlewałam w siebie trzeci lub czwarty. Nie obchodzi mnie jak to o mnie świadczy, ale potrzebowałam tego. Musiałam wprawić się w nastrój, bo ostatnimi czasy coraz cięższej jest mi się bawić na trzeźwo. „Ty piekielna wywłoko" – rzuciła się na mnie te półtorej godziny temu. Walnęła mnie poduszką, po czym obydwie zaczęłyśmy się śmiać. Jeszcze głośniejsze zrobiłyśmy się chwilę później, kiedy wyciągnęła z siatki na zakupy kolejne dwie flaszki.

– Się masz Blondie – rzuca Frank szczerząc się przy tym znacznie szerzej niż ja. – Się masz koleżanko – mamrocze jeszcze do Luise. Jest piękna, ale raczej nie w jego typie co zdążyłam zauważyć już jakiś czas temu.

– Koleżanko chę? – obrusza się. Jest pijana chyba jeszcze bardziej niż ja. Nic dziwnego, bo nie jadła nic prawie cały dzień, a poza tym w ciele krasnala alkohol rozchodzi się inaczej.

– Dajże spokój co? – szturcham ją dość mocno, to tak w ramach rewanżu za to, że walnęła mnie dziś na wykładzie.

– Gdybyś nie być taka gorąca, pomyślałbym, że mogłabyś w tym zmarznąć – wypala w pewnym momencie Frank. Jeszcze niedawno zapewne nie potrafiłabym się nie skrzywić, ale teraz wszystko jest mi już jedno. Fakt, może miniówka i cienkie rajstopy nie były zbyt dobrym wyborem biorąc pod uwagę, że noce zrobiły się ostatnio więcej niż zimne, ale już trudno. Wino dość mocno mnie rozgrzało i póki krąży mi w żyłach, jakoś to będzie.

– Dzięki. Radzę sobie nieźle – wzruszam ramionami. Mam nadzieję, że nasza gadka możliwie szybko się skończy i lada moment znajdziemy się w środku. Z miejsca, w którym stoję widzę już światła reflektorów i słyszę wydobywającą się z klubu muzykę. Jeden i drugi element w połączeniu tworzy mieszankę, która jest dla mnie jak narkotyk.

– Nie wątpię. Mogłyście przyjść do mnie wcześniej. Przepuściłbym was bez kolejki.

„Cóż za szlachetność!"

– Straszny tu ścisk – marudzę. Kręcę na palcu kosmykiem włosów. Przechylam głowę i zmuszam się, by popatrzeć mu w oczy. – Nie chciało nam się rozpychać tych wszystkich ludzi łokciami.

– Rozumiem – kiwa do nas. – Ładujcie się do środka – mówi jeszcze, po czym odpina pasek bramki i gestem wskazuje nam drogę.

– Okej. – Idę jako pierwsza. Obcas stuka o schodek, na którym stawałam już nie raz i nie dwa. Kolejna noc i kolejne imię. Veronica... Brzmi nieźle, tak myślę, że to jest to. Dzisiejszej nocy mogę być dla kogoś Veronicą. 

THE FLOWER GIRL [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz