ROZDZIAŁ 7 - część 3

8 1 0
                                    


– A ty dokąd? – pyta, kiedy podrywam się do góry.

– Pora wracać – rzucam do niego, jakby od niechcenia. Skoro zamierza grać proszę bardzo, możemy zabawić się w ciepło zimno.

– Podwiozę cię.

– Przejdę się – oznajmiam. Alkohol krąży mi w żyłach. Jestem pijana, ale jakoś inaczej niż dotychczas. Wiem, gdzie dokładnie się znajdujemy. Przejechaliśmy połowę dystansu dzielącego mnie od kampusu. To wciąż dość daleko, ale dłuższy spacer mi nie zaszkodzi, nie biorąc pod uwagę, że zaiwaniłam Asherowi buty.

– Nalegam. – Idzie za mną, któż by się tego spodziewał?

– Piłeś, co jeśli cię zgarną? – Gdy już staje przede mną, zagradzając mi dalszą drogę, ogarnia mnie dziwna słabość. Jest tak wysoki, że zamiast w football powinien grać raczej w kosza.

– A ty co? Jesteś moją matką czy jak?

– Całe szczęście, że nie – prycham. Omijam go. Idę pierwsza, co nie znaczy, że go zgubię. Ten gość uczepił się mnie jak rzep psiego ogona. – Gdybym była, musiałabym się za ciebie wstydzić.

– Jeszcze słowo a znów znajdziesz się nad ziemią.

– Grozisz mi? – Coraz bardziej przyspieszam. Porzuciłam już pomysł, by mu zwiać. By utrzymać się na prowadzeniu, muszę przebierać nogami jak dzikus, bo jeden krok Ashera to moje trzy.

– Całkiem możliwe.

– Wolne żarty – mruczę.

– Chodź tu. – Wyciąga do mnie dłoń a wtedy zaczynam się śmiać. Nie wiedzieć czemu dostaję przy nim głupawki.

– Nie. – Stanowczo kręcę głową. Trucht zmienia się w bieg, kiedy z linii bocznej przemieszczam się w kierunku środka murawy.

Odwracam się za siebie i dostrzegam, że Asher zaczął mnie już gonić. Nie mam z nim szans. Mogę jedynie opóźnić nieco nieuniknione. Gnam przed siebie ile sił w nogach, ale pokonuje może z dziesięć metrów nim dogania mnie, łapie od tyłu i zdecydowanym ruchem przyciąga do siebie.

– Mam cię. – Śmieje się jeszcze głośniej niż ja, ale kiedy potykamy się w własne nogi i oboje lądujemy na trawie, w ułamku chwili milknie. Sama robię to samo, bo rozumiem, że sytuacja zrobiła się poważna.

Znalazłam się pod nim, całkowicie unieruchomiona. Mogłabym z tym walczyć, ale w jakim niby celu?

Asher powtarza ruch, który wykonał wcześniej na ławce. Naparł na mnie całym ciężarem ciała, ale teraz unosi się rozumiejąc, że ciężko jest mi oddychać. Podnosi dłoń, poprawia mi włosy. Czuję jego zapach i dotyk, a wtedy drżę z innego powodu niż przez temperaturę. Rozbroił mnie, ale w tym konkretnym momencie zupełnie mi to nie przeszkadza. Pozwalam mu się pocałować, bo myślę sobie, że jest jedynie kolejnym imieniem w mojej kolekcji. Jutro rano zapomnę o nim, bardziej dlatego, że muszę niż chcę i wszystko będzie tak jak dawniej.

„Jak dawniej, jak dawniej" – powtarzam, ale brakuje mi tchu. Dzieje się dokładnie to, czego obawiałam się najbardziej. Jeden krótki pocałunek to nic. Kolejny okazuje się dłuższy, gorętszy i zdecydowanie bardziej namiętny. Sprawia, że kompletnie zapominam, że leżymy właśnie na boisku, jest środek nocy i późna jesień. Zapominam o swoim postanowieniu tak jak zapomniałam, że powinnam być dzisiaj Kate, Elle czy bóg wie kim. To nieprawdopodobne, ale pierwszy raz od dawna mam ochotę być teraz sobą.

– Naprawdę muszę już wracać. – Z trudem przechodzi mi to przez gardło, ale rozsądek przynajmniej ten jeden raz zwycięża. Jest cała masa powodów, przez które oboje czym prędzej musimy się stąd wynieść.

– No tak – sapie mi przy uchu. On też poczerwieniał i nie ma się co dziwić. – No to idziemy. – Podnosi się, a potem pomaga mi wstać.

Droga powrotna do auta mija nam w milczeniu. Atmosfera robi się na tyle niezręczna, że momentalnie zaczynam żałować, że w ogóle dałam się wyciągnąć na cały ten „spacer". Gdy wsiadamy i ruszamy, robi się jeszcze gorzej. Podaję mu adres i to by było na tyle. Po czasie myślę sobie, że mogłam powiedzieć mu, by zaparkował gdzieś dalej, ale dyskrecja na nic mi się już zda. Tak czy siak widzimy się przecież pierwszy i ostani raz.

– Przepraszam – rzucam tylko, kiedy docieramy pod akademik. Zdążyłam się już nieco uspokoić. Zeszłam procentami w dół i upiłam się jakoś na smutno. Po głowie zaczęły krążyć mi zupełnie niepotrzebne myśli nie wiedzieć czemu oczy zeszkliły mi łzy.

– Za co konkretnie? – pyta Asher. Widzę po nim, że też nie jest już w nastroju na żarty.

– Za to, że wyszłam za tobą z klubu – mówię mu zupełnie szczerze.

– Nie ma za co – duka tylko więcej niż zmieszany.

W odpowiedzi obdarzam go uśmiechem. Ściągam jeden, później drugi rękaw bluzy.

– Nie trzeba, weź ją sobie blondie – prycha.

– A co z butami?

– Jak to mówią nie moje, więc nie mam czego żałować – śmieje się, a ja mu wtóruję.

– Miło było mi cię poznać – rzucam na pożegnanie. Zastanawiam się czy powinnam zostawić go tak jak zostawiam ich zwykle. Zachodzę w głowę, czy dać mu całusa, ale... nie robię tego. W tym jednym przypadku postanawiam, że nie potrzebne są mi dodatkowe komplikacje.

– Fakt.

Gdy wysiadam i zamykam drzwi, odwracam się, by sprawdzić, czy na mnie patrzy. Czuję na sobie jego wzrok nawet będąc już dość daleko, by stał się tylko plamą na szarawym tle. Szkoda mi jednocześnie jego i siebie, ale staram się o tym nie myśleć.

Koło się zamyka. Tak to już ze mną jest. Kolejne imię i kolejna noc... Wrócę do świata żywych, ale teraz desperacko potrzebuję snu. 

THE FLOWER GIRL [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz