Rozdział 8

6 1 0
                                    


Miałam rację, w kwestii kaca rzecz jasna. Szczerze mówiąc nie pamiętam kiedy ostatnio tak bardzo bolała mnie głowa. Na swoje nieszczęście mam dzisiaj zajęcia, więc wpakowałam się w niezłe bagno. Kiedy tylko wróciłam do pokoju, podłączyłam telefon do ładowania. Cyfry na wyświetlaczu poinformowały mnie, że do ranka zostały mi mniej więcej dwie godziny z hakiem. Spędziłam z Asherem znacznie więcej czasu niż powinnam. Wiedziałam, że się nie wyśpię, więc jutrzejsze (co ja gadam – dzisiejsze zajęcia), będą dla mnie koszmarem.

Kładąc się do łóżka poznałam, że zaczęło już świtać. Nie przejmowałam się tym, podobnie jak faktem, że Luise nie wróciła na noc do pokoju. Założyłam, że spędziła ją u chłopaka na drugim piętrze, z którym kręci od miesiąca. Pobiła ty sposobem mój rekord, bo sama nigdy nie utrzymałam przy sobie faceta tak długo, nigdy nie licząc oczywiście... ale dajmy sobie z tym spokój dobra?

Sęk w tym, że miałam wszystko gdzieś. Jeszcze dwie godziny temu cieszyłam się tym co miałam – faktem, że przyjaciółka nie zasypała mnie telefonami i dobierze mi się do tyłka dopiero rano oraz co najważniejsze świadomością, że choć odrobinę się przekimam.

Było dobrze, no tak. Szkoda tylko, że budzik musiał zadzwonić mi tak wcześnie.

Pierwszym co poczułam po przebudzeniu, był zapach chłopaka z klubu. Nie miałam siły się przebrać, więc zasnęłam w jego ciuchach. To kolejna nowość, bo na trzeźwo nigdy bym sobie na coś podobnego nie pozwoliła. Odkąd pamiętam, całą sobą broniłam się przed wszystkimi rzeczami, które mogłyby sprawić, że się do kogoś przywiążę i noszenie męskich bluz było jedną z takich rzeczy. Myślę, że chodziło właśnie o perfumy. Woń trzymała wspomnienia, a ta wyjątkowo intensywna potrafiła unosić się powietrzu kilka dni, więc za każdym razem wzbudzała tęsknotę i przypominała mi o jej właścicielu.

Zapach Ashera... Sądzę, że należy do rodzaju tych, które nie dają o sobie zapomnieć. Z konieczności wyrzuciłam już okrycie do prania, ale czuję się jakbym wciąż miała je na sobie. Może to paranoja, a może po prostu nie minęło jeszcze wystarczająco czasu, bym zdołała się go pozbyć. Tak czy siak, myślę, że podjęłam złą decyzję. Nie powinnam przywłaszczać sobie jego rzeczy. Nie powinnam dać się mu zmanipulować. Szlag, prawda jest taka, że w ogóle nie powinnam była ruszać się wczoraj z domu.

– Dzieńdoberek śpiąca królewno! – A oto kolejne następstwo imprezowania do późna. Moja pełna życia współlokatorka wita mnie głośnym okrzykiem, kiedy tylko przekracza próg. Wróciła po książki i jak sądzę, by sprawdzić czy żyję. Nie mogła spać dużo dłużej ode mnie. Jakim cudem wygląda jak nowonarodzona?

– Nie tak głośno – łapię się za głowę. Zdążyłam wziąć już prysznic, ale nie za wiele mi on pomógł. Próbowałam ciepłej i zimnej wody, ale to chyba za mały, by zmyć z siebie kaca.

– Słoneczko już świeci! – znęca się nade mną zupełnie świadomie. Podchodzi do okna i odsłania zasłony, a wtedy światło atakuje mój przewrażliwiony wzrok i czuję, że lada moment zejdę. Jest gorzej niż w nocy, kiedy to doznałam szoku w reakcji na światło reflektorów na stadionie.

– Przepraszam, że zostawiłam cię samą – mamrocze do niej przez zaciśnięte powieki. –Akceptuję swoją karę i przyjmuję ją ze skruchą.

– Lepiej dla ciebie, byś żałowała za grzechy i błagała mnie o wybaczenie. – Podchodzi do mnie i łapie mnie za głowę.

– Masz może aspirynę? – pytam ją.

– Umarłabyś beze mnie, wiesz?

– Tak, zdaję sobie z tego sprawę.

– Piętnaście minut. – Grozi mi palcem, po czym odwraca się, by sięgnąć do szuflady i wyciągnąć z niej tabletki.

– Co takiego? – Całkiem możliwe, że wcale się jeszcze nie obudziłam.

– Za piętnaście minut zaczyna się wykład ciemnoto.

– O cholera. – Tak, z całą pewnością śpię.

– Wkładaj porty i zasuwaj – gani mnie Luise. – Nie mam zamiaru czekać na ciebie w nieskończoność.

– Tak jest szefowo – mamroczę do niej. Nie jestem w stanie wykrzesać z siebie entuzjazmu. Na dobrą sprawę nie mam pojęcia, czy nadal jeszcze żyję. 

THE FLOWER GIRL [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz