W całym swoim życiu, nigdy nie doprowadziłam się do takiego momentu, w którym następnego dnia nie byłam w stanie funkcjonować. Po nocnych imprezach na mieście, gdzie dopiero nad ranem, cicho, w bosych stopach przebiegałam przez korytarze najpierw katolickiego akademika, a później domu nie czułam się tak źle jak dzisiaj.
Home office mógłby być dla mnie zbawieniem – szczególnie, że dzisiaj był piątek.
Z reguły nikt nie przychodził w piątki do biura. Kolejna zasada złotej listy Alvareza. Jednak był w tym wszystkim mały haczyk – i to również była sprawka wymienionego mężczyzny. Wczorajszego wieczoru, wiedząc, że tak łatwo nie pozbędzie się mnie z biura zaniósł służbowego laptopa, bez mojego pozwolenia do własnego biura, czym pozbawił mnie narzędzia do pracy.
Dios.
Kręciło mi się w głowie, a żółć podchodziła mi do gardła.
Modlę się gorliwe w duchu, żeby dzisiejszego dnia każdy był na home office, szczególnie mój szef.
Winda, jak zwykle zatrzymuje się na siódmym piętrze. Nim jednak przekraczam jej próg naciągam ciaśniej czapkę z daszkiem, przesuwam pasma włosów do przodu i jak mam to w zwyczaju, przyciągam brodę do mostka.
Ten ostatni ruch był zdecydowanie nie potrzebny.
Świat wokół mnie zaczyna wirować. Ja sama już nie wiem czy stoję, leżę albo siedzę, a wszelkie odgłosy telefonów, młynka do kawy, kserokopiarki i rozmów, wręcz przyprawiają mnie o granicę z omdleniem, co już i tak miało miejsce – jakieś pięć godzin temu.
Zdecydowanie niełatwo odzyskuje się świadomość w obecności butelki Señora Moritz [1] – szczególnie, że wczorajszego wieczoru nikt się z nią nie rozdawał.
Dziesięć kroków dzieliło mnie od mojego biura, wygodnej kanapy i laptopa. Dosłownie czułam zapach piżmowego odświeżacza, jaki unosił się w jego środku i... Nagle, pod naciskiem bólu moje powieki osuwają się w dół, a ja tracąc orientację wpadam ramieniem na ścianę w korytarzu. Moje ciało mięknie, tak samo, jak kolana, które nie wytrzymują ciężaru.
Opadam powoli na dół.
- Czy to efekt o dwóch lamek wina za dużo?
Ten głos jest jak zastrzyk adrenaliny. Nie otwierając oczu, chwiejnym krokiem odbijam się od ściany, lecz robię to zbyt gwałtownie. Otwieram usta i zabieram nowy oddech, jednocześnie obliczając, ile zajmie mi droga do najbliższej łazienki, by z nerwów i nacisku na moje skronie zwrócić kolejną porcję żołądka.
- Jesteś kompletnie pijana Innez- dziewczyna nawet nie wysila się na to, by być dyskretna.
Nie.
W jej głosie słyszę pewnego rodzaju zadowolenie, choć może to mój umysł, zważywszy na dzisiejsze samopoczucie niekoniecznie łączył ze sobą odpowiednie neurony.
- Nie powinnaś w takim stanie przychodzić do pracy- przełykam z trudem powietrze.
- Wiem.
- Skoro tak jest, to chyba zdajesz sobie sprawę, że z uwagi na to, że jestem asystentką prezesa, mam obowiązek powiadomić go o twoim stanie.
- Co?- por Dios [2]. Te skoki adrenaliny wykończą moje serce- Nie, Sylvia - chwytam ją za przedramię, wciąż połykając ślinę, kiedy żółć podchodzi coraz wyżej.
Jestem na siebie zła, kiedy dochodzę do wniosku, że mogłam jednak nie przejmować się dołączoną do leku receptą i zażyć potrójną dawkę paracetamolu na raz. Może to na chwilę uśmierzyłoby ból.
CZYTASZ
LOVERS | 🔓
RomanceSłoneczna Barcelona. Prezes Hiszpańskiego przedsiębiorstwa. I ona - podważająca decyzje biznesowe imigrantka, zatrudniona u niego, tylko dlatego, że chciała pracować u konkurencji 😈 (18+) Uwaga❗️W książce występują: wulgaryzmy, tematy związane z p...