ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

133 11 2
                                    

- No nareszcie!

Głos José roznosi się po całej restauracji. Choć wierzyć jego umiejętnościom, zapewne słyszała go cała dzielnica, po tej stronie Barcelony. Mężczyzna przyciaga mnie do siebie ramieniem i unosząc trzymane w dłoni szło, wnosi toast.

- To dzięki niej dzisiaj wygrałem- zaczyna, kiedy połowa firmy, zebrana w jednym z hiszpańskich lokali zwraca swoją uwagę na mnie i José- Innez Fischer jesteś geniuszem, w tym co robisz. Nie wyobrażam sobie lepszego współpracownika na tym projekcie.

Czuję, jak moją pierś wypełnia radość, euforia i nasycenie, kiedy każda, pojedyncza para oczu z uznaniem unosi kieliszek do góry. Nie robili tego ze względu na moje urodziny. Nie robili tego dla mojej rodziny.

Dzisiaj ten gest był zarezerwowany wyłącznie dla mnie, by docenić moją pracę. Czekałam na to całe życie. Odliczałam po cichu dni i marzyłam o tym, w każdym śnie.

Jednak jeszcze większym osiągnięciem było to, że udało mi się to osiągnąć bez niczyjej pomocy. Dowiodłam, że byłam do tego stworzona. I bardzo żałowałam tego, że nie widzieli tego, ci wszyscy, którzy we mnie nie wierzyli. 

José mówi dalej o naszych przygotowaniach i negocjacjach z ciężkim partnerem, ale ja słucham tego, jak przez mgłę. Mój wzrok podąża za Gabrielem, który przystaje obok Team Leadera działu marketingu oraz grupki osób z działu logistyki. Podają mu kieliszek szampana, który przyjmuje z uśmiechem i wdzięcznością.

Jednak jego spojrzenie nawet na sekundę nie odwraca się od mojej osoby.

Subtelny dotyk jego tęczówek, otacza jedwabnym powiewem rysy mojej twarzy, kształty mojego ciała oraz aurę dumy do samej siebie, co dodaje mi odwagi. 

Nie uciekam od tego.

Nie robię tego, ponieważ oprócz moich ciężkich przygotowań, zarwanych nocy i setnych rozmów przed lustrem, jakie sama ze sobą przeprowadziłam przez ostatnie tygodnie w ramach ćwiczeń, to właśnie jemu zawdzięczam to, że mogę to robić.

Realizować się w tym, co kocham – a nie kochałam nic innego, równie mocno, jak pnąć się wzwyż po karierze, jakiej nie dano mi na ojczyźnie.

- Jak powiedzieć na zdrowie po niemiecku?- José nachyla się nad moim ramieniem, kiedy wszyscy zebrani unoszą jeszcze wyżej swoje szkło. W mojej dłoni również trzymałam kieliszek.

Nawet nie wiedziałam, kiedy stojąca obok mnie Maria mi go podała.

- Zum Wohl.

- Świetnie- mężczyzna wypełniony ekscytacją uśmiecha się do mnie, by chwilę później jeszcze mnocniej mnie do siebie przytulić i wykrzyczeć na cały człos- Dla naszej wspaniałej Innez, wszyscy razem Zum Wohl!

Alkohol w naczyniach rusza do przodu na moją cześć.

- Zum Wohl!

Maria obejmuje mnie w pasie i całuje mój policzek. Każda następna osoba całuje dwa z nich i szczerze mi gratuluje. Trwa to dobre dwadzieścia minut, kiedy w końcu zostaję sama i mogę nabrać swobodnie oddech.

- Wciąż jesteś na mnie zła, panno Fischer, że tak stanowczo zabroniłem ci pracować dzisiejszego, późnego popołudnia?

Z uśmiechem i zaróżowionymi policzkami odwracam się do Gabriela. W moich oczach tańczy dzika radość, kiedy w jego, ciemnych tęczówkach, którym przyglądam się pierwszy raz od naszego spotkania, błąka się iskra czegoś ciepłego – może jest to wspomnienie albo myśl, jaka przenika przez moje oczy i trafia do serca.

- Nie śmiałabym tego robić, panie prezesie.

Mężczyzna, który był moim szefem unosi do góry, pewnie kąciki ust, a następnie w naciska palcem na górą wargę.

LOVERS | 🔓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz