Maj 1977, obrzeża miasta Oregon, OR

881 114 65
                                    

Louis przyłapywał się na myśleniu o Harrym. Nie chciał jednak utrzymywać tych myśli przy sobie. Nie mógł, bo Harry prawdopodobnie nie interesował się mężczyznami, a dodatkowo Louis nie mógłby powiedzieć o tym swojej rodzinie. Co prawda miał przeczucie, że jego mama domyślała się, że jej syn jest gejem, ale nigdy nie powiedziała tego na głos. Kilka razy Louis przyprowadził do domu chłopaka, raz jego mama znalazła w praniu nie jego bieliznę i prezerwatywy.

Znajomość z Harrym powoli się rozwijała. Co kilka dni Louis odwiedzał go w sklepie. Jego mama co jakiś czas piekła dla niego ciasta, które Harry i Elliot pochłaniali w ekspresowym tempie.

***

Jay nie miała sposobności by poznać Harry'ego, do czasu kiedy Dan musiał wyjechać na kilka dni do Kalifornii. Termostat kompletnie się zepsuł, a Louis nie miał doświadczenia w naprawianiu takich rzeczy. Nie myśląc długo wsiadł w samochód i pojechał po Harry'ego, mając nadzieję, że nie wykorzystuje za bardzo jego pomocy.

-Louis? –Zdziwił się chłopak, myjąc puste skrzynki po butelkach piwa.

-Dzień dobry Harry.

-Nie wiedziałem, że tu dzisiaj przyjedziesz.

-Ja też nie. –Louis potarł dłonią kark. –Mam sprawę.

-Do mnie?

-Nie znam nikogo innego, kto znałby się na rzeczy, a pech chciał, że wysiadł nam termostat-

-Niech zgadnę, w Londynie nic wam się nie psuło, a ty chcesz, żebym pomógł?

-Tak jakby?

-Trzeba było tak od razu. –Zaśmiał się, rzucając brudną szmatę w kąt. –Poczekaj, muszę podrzucić Elliota sąsiadce.

-Może jechać z nami, moje siostry będą bardziej niż zadowolone.

-Poważnie?

-Jasne, to nie problem.

-W takim razie czekaj, pójdę po niego, ucieszy się.

Tym sposobem w trójkę skończyli na podwórku Louisa. Bliźniaczki i Fizzy oblegały Elliota kiedy tylko wyszedł z samochodu. Zabrały go do siebie, pokazując mu swoje zabawki.

-Dzień dobry. –Jay schodziła z werandy, trzymając dłoń na plecach.

-Dzień dobry, Harry Styles. –Powiedział szatyn, całując ją w dłoń.

-W końcu cię poznam Harry, mów mi Jay. –Zaśmiała się. –Więc Louis wykorzysta cię do pomocy przy termostacie?

-To żaden problem, naprawdę.

-Dziękuję Harry, więc zostawię was tu samych, w razie czego jestem w kuchni.

Obaj zostali na podwórku, termostat zamontowany był w garażu. Louis pokazał go Harry'emu. Okazało się, że wszystko było w porządku, po prostu ktoś zmienił ustawienia. Harry zauważył jednak inną usterkę. Wytłumaczył Louisowi, że chodzi o coś związanego z przewodami prądu, ale Louis kompletnie nie rozumiał co do niego mówi.

-Nieźle się tutaj urządziliście, nie pamiętam kiedy było tu tak czysto. –Zauważył Harry.

-Znasz ten dom? –Zapytał ze zdziwieniem Louis.

-Um. –Harry nagle dziwnie zmienił wyraz twarzy i niezręcznie odkaszlnął. –Ta, no wiesz... dużo razy tędy przejeżdżałem. –Wzruszył ramionami.

-Wiesz kto tu mieszkał przed nami? Ktoś wyraźnie chciał pozbyć się tego domu, strasznie chętnie go sprzedali.

-Um, ni-nie, nie wydaje mi się żebym ich znał. –Momentalnie zaprzeczył.

Sun over OregonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz