Miesiąc od weekendu w Oregonie był jednym z najlepszych miesięcy w życiu Louisa. Nieśmiało przyznawał sobie w myślach, że jest zakochany. Po raz pierwszy w życiu jest szczerze zakochany w wysokim szatynie i szmaragdowych oczach. Przy Harrym, zrozumiał, że jego poprzednie związki były jedynie namiastką tego, co czuje przy lokatym chłopaku.
Fakt, faktem nadal nie rozmawiali o tym czym dla siebie są. Do pewnego momentu Louis uważał, że może Harry po prostu nie chce się śpieszyć, ale ostatnimi czasy zaczynało mu przeszkadzać, to, że nie może mówić o nim jako o swoim chłopaku. Bliskość i czułość jaką się darzyli wskazywała na to, że Harry nie ma nic przeciwko tempu w jakim rozwija się ich znajomość.
Widywali się tak często jak mogli, zwykle zostając u siebie na noc. Przeważnie to Louis sypiał u Harry'ego, by nie musieć tłumaczyć się rodzinie. Bał się, że nie mógłby trzymać rąk przy sobie, leżąc na kanapie obok chłopaka.
Louis kochał to z jaką pasją okazywali sobie miłość w łóżku. Harry sprawiał wtedy wrażenie oderwanego od rzeczywistości. Starszy mógłby obserwować go całymi godzinami. Zauważył też, że Harry bardzo potrzebuje czułości. Bywały dnie, w którym zachowywał się jakby bardzo nad czymś myślał, musiał mieć wtedy pewność, że Louis jest przy jego boku. Często denerwował się i nie pozwalał Louisowi wrócić do domu, trzymając go ciasno w uścisku. Zachowywał się jak mały chłopiec, jednak starszy chłopak uważał to w większości za coś uroczego.
Przeprowadzając się do Oregonu blisko cztery miesiące temu, Louis nawet w najśmielszych snach nie marzył o tym, że pozna kogoś takiego.
***
Tamtego dnia wschodnia pogoda zawiodła, było chłodno i zdecydowanie wietrzniej niż zwykle. Louis musiał wyciągnąć z szafy grubszy sweter. Pojechał odwiedzić Harry'ego dopiero po południu.
Podchodząc bliżej posesji, zauważył Harry'ego i Elliota, siedzących na samochodzie.
-Papa! –Krzyknął chłopiec, wskazując palcem na Louisa. Twarz Harry'ego od razu się rozpromieniła, uśmiechał się tak szeroko, że jego dołeczki wyglądały jak dziury w twarzy. Miał na sobie grubą, jeansową kurtkę, dodatkowo podszytą kożuchem.
-Pan Tomlinson? –Zażartował młodszy, wstając na proste nogi.
-We własnej osobie, zastałem Elliota?
-Jest pan pewien, że nie szuka pan nikogo innego? –Zapytał Harry, wydymając dolną wargę.
-Nie wydaje mi się, no chyba, że znajdę tu jakiegoś przystojnego szatyna o zielonych oczach. –Powoli ściszał głos, zbliżając się do Harry'ego.
-Będzie się pan musiał zadowolić tym co jest.
-Widzę, że nie będę narzekać. –Złapał za klapy jeansowej kurtki. Zanim zdążył pocałować wyższego chłopaka, ten przytulił go po przyjacielsku, nie chcąc by Elliot widział jak się całują.
-Tęskniłem. –Wyszeptał tuż przy jego uchu, ciało Louisa przeszedł dreszcz, który towarzyszył mu za każdym razem z Harrym.
-Widziałeś mnie wczoraj.
-Aż wczoraj. –Uśmiechnął się słabo, a potem odwrócił w stronę małego chłopca. –Byliśmy dzisiaj z Ellim w lesie. –Wziął chłopca w ramiona, opierając go na biodrze.
-Szukałem robków! –Powiedział wesoło.
-Robaków Ellie. –Poprawił go Harry.
-Więc szukałeś robaków, huh? –Zapytał Louis, udając, że jest pod wielkim wrażeniem, byleby chłopiec szeroko się uśmiechnął. –W takim razie co robił Harry?
CZYTASZ
Sun over Oregon
RomancePrzeprowadzka z Londynu do Oregonu była dla Louisa niespodziewana. Z biegiem czasu przyzwyczaił się jednak do cykania oregońskich świerszczy. Codzienną rutynę zmienia poznanie Harry'ego Stylesa, który pilnuje pewnych drzwi bardziej niż samego siebie...