Rick i ja nigdy nie byliśmy tacy sami, ani nawet podobni.
Nie potrzebowałem obcować z nim dłużej niż parę minut, aby zrozumieć, że nie dzieliliśmy ambicji, zrozumienia, czy chociażby ogólnego spojrzenia na świat. Było to nieoczekiwane, patrząc na podobieństwa w wieku i tłach, lecz musiałem to zaakceptować. Operowaliśmy przecież jako dwuosobowy zespół, odizolowany duet skupiony na pogoni za wątpliwą wizją przyszłości. Taki stan rzeczy mimowolnie podkreślał wszystkie... różnice w naszych położeniach, niezależnie jak nieistotne, ale tak długo, jak sukcesy przypisywane były nam obu, a porażki nie spadały na głowę jednego, udawanie ignorancji stanowiło znośny kompromis. Kompetencje ponad wszystko, prawda? Ha.
Gdy otrzymałem wieści o przedwczesnym zakończeniu programu, równie szybko doszły mnie słuchy, że cieszący się nienaganną opinią geniusz zostanie przeniesiony do prestiżowej placówki, bardziej odpowiadającej jego bliżej nieokreślonym osiągnięciom. Interesujący zbieg okoliczności, patrząc na to, że badania przerwano na moment przed dotarciem do kluczowego przełomu... Wobec postrzeganej przeze mnie niesprawiedliwości, nic dziwnego, że straciłem kontrolę, a kolejne wydarzenia przyszło mi pamiętać wyłącznie przez mgłę.
Sens ponownie nawiedził mnie dopiero w odmętach laboratorium, długo po nadejściu zmroku. Posiadający znajomą twarz mężczyzna spoczywał sztywnie na jednolitej podłodze, jego oddech wciąż odczuwalny, choć powieki zamknięte. Początkowa panika towarzysząca zrozumieniu prędko przeobraziła się w pewność, wszystko za sprawą krótkiego spojrzenia skierowanego w stronę moich własności, kilka z nich pozbawionych wcześniej obecnych płynów. Natychmiast zrozumiałem, że zaszedłem za daleko, żeby się wycofać. Po odbezpieczeniu i przewróceniu zbiorników przechowujących ogromne pokłady ciekłego azotu pozostawiłem nieprzytomnego na pastwę losu, pełen nieuzasadnionej wiary, że ten i tak zdoła przetrwać. Nie, ja wiedziałem, że tego dokona. Tak nakazywały prawa kształtujące naszą rzeczywistość.
Po dotarciu na miejsce zdarzenia następnego poranka moim oczom ukazała się ciemność, idąca w parzę z ulotnym, trudnym do opisania odczuciem. Ból szybko przejął kontrolę, a ja nie mogłem zrobić nic, poza cichym wpatrywaniem się w kierunku jego stworzyciela. Co wydarzyło się ze mną później, zostawię już dla siebie, poza pewną jednostronną wymianą, jak i oczywistą informacją, że ja również straciłem człowieczeństwo. Zaskakujące, prawda?
— Dobrze wiedzieć, że mogę na ciebie liczyć. Widzimy się wkrótce, tak? — zdążyłem wyszeptać do mężczyzny niezmiennie otoczonego przez nieludzki chłód, a jednak stojącego nade mną z niewygodnie mroźnym spojrzeniem. Zabawne, jak bardzo było mu nie do śmiechu. Szkoda, że dalsza konwersacja została przerwana przez kolejną falę ciemności, ale w przyszłości nadejdą jeszcze lepsze okazje.
Od tego wydarzenia minęło wiele nocy, a ja nie próżnowałem.
Wolny od poprzednich zobowiązań, usunąłem się ze świata, z archiwów, jednocześnie umieszczając moje imię obok licznych naukowców, którzy to na papierze zmarli w wyniku feralnej eksplozji wewnątrz laboratorium. Po wzniesieniu nowych asystentów i pupili z uprowadzonych uczonych przeszedłem do porywania przypadkowych cywilów, aby stworzyć użyteczne ręce do pracy, jak i wyciągnąć wymagane wnioski z ich przemian w coś więcej, co niektórzy nazywają potworami, mutantami. Cóż, nie do końca, odkąd świat nie ma najmniejszego pojęcia o istnieniu moich pacjentów, ale te dwie nazwy zapewne zostaną zastosowane w przyszłości, jeśli taki proceder nie ma już miejsca wewnątrz komunikacji rządowych oddziałów. W innym miejscu, mój nieszczęsny białowłosy napastnik zdołał wylądować w jego obiecanej celi, choć ta od początku stanowiła tylko tymczasowe rozwiązanie, w oczekiwaniu na... Ach, nie powinienem zdradzać niespodzianki.
Nie mam wątpliwości, że przyjdzie nam spotkać się w przyszłości. Do tego czasu, postaraj się przetrwać, rozumiemy się?
—Szaleniec, Doktor, etc.