To jest takie szalone. Bez żadnego umawiania się, Jack po prostu przychodzi. Czasem zapuka, ale częściej pojawia się już w mieszkaniu, jakby wiedział, że go wpuściłam, zanim jeszcze zdążył zapytać. Przynosi ze sobą coś niewytłumaczalnego – atmosferę, która łączy w sobie spokój i napięcie jednocześnie. To dziwne, jak szybko zaczęłam czuć się swobodnie w jego obecności. Jeszcze niedawno byliśmy dla siebie prawie obcy, a teraz spędzamy ze sobą wieczory. Te kilka spotkań - ledwie garstka rozmów - wystarczyło, żeby Jack stał się dla mnie kimś więcej niż tylko tajemniczym gościem.
Po prostu siadamy i rozmawiamy. O wszystkim i o niczym. O pogodzie, o książkach, o miejscach, które kiedyś widzieliśmy. Choć jednak Jack starannie omija tematy związane z tym, czym na przykład się zajmuję, to ja nie naciskam.
A czasem tylko milczymy. Wtedy cisza między nami wydaje się pełniejsza niż jakiekolwiek słowa.
Jego osoba mnie niesamowicie intryguje, jako studentkę psychologii i... po prostu jako człowieka. Pomijając maskę, która już sama w sobie budzi więcej pytań, niż chciałby mi powiedzieć, mam wrażenie, że ukrywa coś jeszcze – coś głębszego. Czasem wydaje się nosić drugą maskę, tę niewidzialną. Gra pewnego siebie, chłodnego, niemal obojętnego. Ale w chwilach, gdy o niej zapomina i pozwala mi zajrzeć głębiej, dostrzegam coś innego. Jakby był zagubiony we własnym umyśle, walcząc z myślami, których nigdy mi nie zdradzi. Starannie to ukrywa, ale ja widzę, że nie zawsze mu się to udaję.
Jack jest pełen sprzeczności. Jego pewność siebie zdaje się czasem tylko fasadą. Jego spokój kryje w sobie napięcie, a jego chłód – coś, co trudno mi nazwać, ale czego czuję namiastkę w jego gestach i słowach. Potrafi być uprzejmy i zdystansowany, by nagle rzucić uwagę, która mnie rozbawi albo zmusi do zastanowienia. Jakby chciał, żebym jednocześnie trzymała się od niego z daleka i nigdy nie przestawała próbować go zrozumieć, a jednocześnie próbuję być tak blisko mojej osoby, na ile tylko mu pozwolę.
Ale... polubiłam go. Bardzo. W jego obecności czuję, że czas płynie inaczej. Jakby wszystko wokół stawało się mniej ważne. Zastanawiam się, jak to możliwe, że coś tak zwyczajnego jak prosta rozmowa, może być tak... niezwykłe. Może to jego głos, niski i spokojny, który wydaje się pasować bardziej do późnych godzin nocnych niż do zwykłego popołudnia. Nie wiem, co dokładnie mnie do niego przyciąga - może ta tajemnica, która się otacza, może sposób, w jaki wydaje się widzieć mnie na wskroś, mimo że sam pozostaje zagadką. A może to po prostu fakt, że z nim nic nie jest banalne.
A ja? Czasami się zastanawiam, co on we mnie widzi. Czy też dostrzega tyle szczegółów co ja w nim. Czy dostrzega więcej, niż ja sama mogłabym o sobie powiedzieć? Jego spojrzenie zza maski – choć nie widzę jego oczu – wydaje się prześwietlać mnie na wskroś.
Teraz po prostu siedzimy w ciszy moim salonie, ciesząc się swoją obecnością. On opiera się wygodnie na kanapie, jakbyśmy byli u niego. Jedną rękę trzyma na oparciu, a drugą delikatnie bawi się z moim kotem. Brygida rozłożyła się na jego kolanach, mrucząc z takim oddaniem, jakby znała go od zawsze. Jej ogon rytmicznie uderza o materiał kanapy, a ona rozciąga się na plecach. Jack ostrożnie i leniwie przesuwa dłonią po jej brzuchu, czasami łaskocząc ją palcami. Jednocześnie zdawał się zerkać na mnie przez maskę.
Ja natomiast siedzę na drugim końcu kanapy, z nogami podciągniętymi pod siebie, jakby ta pozycja mogła mnie ochronić przed tym, jak bardzo swobodnie Jack się tutaj czuję. Jedną ręką przytrzymuję kubek kawy, który zdążył już wystygnąć. Uważnie przyglądam się tej dwójce, jest w nich coś hipnotyzującego, co nie pozwala mi się napatrzeć.
Nagle światło w mieszkaniu gaśnie.
Cholera, pewnie przepaliła się żarówka.
- Spokojnie. - mówi Jack, jego głos brzmi neutralnie, prawie kojąco. Wstał i instynktownie udał się w stronę kuchni.
Siedzę przez chwilę bez ruchu, próbując przyzwyczaić oczy do ciemności. Tymczasem Jack porusza się tak swobodnie, jakby brak światła w ogóle go nie dotyczył. Słyszę cichy szelest jego kroków i odgłos szperania w szufladach.
- Masz latarkę albo świeczki?
- Świeczki są na stoliku kawowym - odpowiadam. - Weź z kuchni zapałki. Powinny być na okapie.
Słucham stukotu jego płynnych kroków. Gdy wraca, w jednej ręce trzyma paczkę zapałek, w drugiej świeczkę. Powoli odpala jedną po drugiej, ustawiając je z powrotem na stoliku w towarzystwie magazynów i książek. Płomienie tańczą na ścianach, rzucając miękkie cienie i nadając całemu pomieszczeniu ciepły klimat.
- Jak ty je znalazłeś w ciemności? - pytam, próbując żartować, choć mój głos lekko drży.
Jack zatrzymuje się na chwilę, spoglądając na mnie przez maskę. W ciepłym blasku świec jego sylwetka wydaje się jeszcze bardziej przyciągająca. Cienie wypełniają przestrzeń wokół niego, tworząc na masce delikatne, złote refleksy, które podkreślają jej gładką powierzchnię. Również jego kasztanowe włosy w połączeniu z złotą poświatą, wyglądają niemal eterycznie. Po chwili odpowiada.
- Lata praktyki. Kiedy widzisz to, co inni przeoczają, ciemność nie jest problemem.
Światło wraca nagle, rozjaśniając pokój. Jack usiadł bliżej mnie, a ja odstawiam kubek z kawą i splatam dłonie na kolanach, czując, jak atmosfera między nami pozytywnie rośnie. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do jego obecności tak blisko, chociaż jej pragnę.
Może ma rację. Może widzi coś, czego ja nie dostrzegam.
- Czasami zastanawiam się... - zaczynam niepewnie, patrząc na niego, ale zaraz przerywam. - Jak to jest... widzieć więcej niż inni?
Jack spogląda na mnie przez chwilę, jakby rozważając, co odpowiedzieć. Chyba zabrzmiałam za bardzo filozoficznie.
- Hm. No wiesz... Jeśli jest jasno, widzisz wszystko, nie musisz się starać, by dostrzec coś więcej. Przecież wszystko jest przed tobą, prawda? Natomiast w ciemności... musisz się wysilić, żeby zobaczyć cokolwiek. - jego słowa brzmią bardziej jak zagadka, a ja czuję, jakby mówił coś, czego nie rozumiem, ale co ma sprawić, że zacznę postrzegać go inaczej.
Zanim zdążę odpowiedzieć, Jack przesuwa się nieco bliżej mnie. Jego obecność staje się jeszcze bardziej namacalna, a przestrzeń między nami jakby zniknęła. Czuje się, jakby zmienił całą dynamikę tej rozmowy, ale nie w sposób nachalny. Jego bliskość jest delikatna, nieprzymuszona, ale wyczuwalna. Jakby jego ciało mówiło to, czego słowa nie wyrażą.
- A co wtedy, gdy to, co widzisz, nie jest tym, czego się spodziewałeś? - pytam, czując, jak moje serce bije szybciej w tej nieoczekiwanej bliskości. Pytanie, które zadaję jest już bardziej spersonalizowanej konkretnie w jego stronę.
Jack patrzy na mnie, a jego twarz jest ukryta, wciąż nie zdradza niczego, co mogłoby wyjaśnić jego zamiary. Ale nie cofa się. Wciąż jest blisko, jakby te kilka centymetrów dzielących nas miało ogromne znaczenie.
- Jestem wtedy mile zaskoczony. Nawet nie wiesz ile ciepła może chować się w czyimś chłodnym wizerunku. - mówi cicho, a jego głos staje się głębszy.
Uśmiecham się, czując, że jego słowa są skierowane do mnie, jakby chciał powiedzieć swój sekret. jakby jego słowa potwierdzały, moje wcześniejsze przypuszczenia. Patrzymy na siebie w ciszy, w której nie potrzeba słów. Cała przestrzeń wokół nas wydaje się zanikać. Jego obecność wypełnia wszystko. Napięcie rośnie, ale nie ma pośpiechu, tylko spokojna bliskość. Patrzymy na siebie, napawając się tym chwilowym uczuciem intymności, które wykracza poza jakiekolwiek słowa.
CZYTASZ
Secrets are meant to be discovered // Eyeless Jack
Fiksi Penggemar"Serce czasem wybiera najciemniejsze z miejsc, by szukać w nim światła."