Rozdział 4

101 8 3
                                    

Po wczorajszej sytuacji Luca nie odezwał się ani razu na czacie grupowym. Gdy grupka osób do nas podeszła prosząc go, aby z nimi poszedł, ten rzucił nam spojrzenie mówiące "mam przejebane" a potem po prostu z nimi odszedł.

Nie wrócił już. Pisaliśmy i dzwoniliśmy do niego, ale było zero odpowiedzi. Kim oni byli? Jego starymi znajomymi? Była to trójka chłopaków i dwie dziewczyny, a żadne z nich nie wyglądało na przyjaznych.

Z transu wybudził mnie Ares, który wparował do mojego pokoju mówiąc, abym zeszła z nim do garażu. Co on wymyślił?

To też zrobiłam. Gdy zeszliśmy do garażu, zobaczyłam drugi taki sam motocykl, jaki miał on.

- To dla ciebie. - Powiedział uśmiechając się i podał mi kluczyki.
- Jak to dla mnie? Przecież ja nie mam prawa jazdy.
- Tata jest też instruktorem, a więc się nie martw. Dziś ma cię wziąć na plac, a ty pokażesz swoje zajebiste umiejętności, zdasz też egzamin teoretyczny, a potem ruszycie w miasto. Dasz radę, zobaczysz.
- Dziś? Nie jestem przygotowana.
- Uczyłem cię tych pytań i mówiłem ci o wszystkim co powinnaś wiedzieć. Tylko sobie przypomnij i będzie dobrze. Nie martw się.

Dziś miałam zdawać prawo jazdy na motocykl? Nie wiedziałam, że James jest też instruktorem. Wiedziałam, że jest jakimś biznesmenem i razem z Lizą mają swoje nieruchomości i firmy, ale nie sądziłam, że zajmuje się też tym.

Czy byłam gotowa? Średnio, Ares faktycznie uczył mnie pytań, mówił mi o wszystkich potrzebnych rzeczach i uczył mnie jeździć, ale czy na pewno byłam gotowa, aby zdać dziś ten egzamin?

Obczajałam swój motocykl podziwiając jego piękno, spojrzałam na Aresa, który się uśmiechał i podbiegłam do niego, aby go przytulić.

- Tak bardzo Ci dziękuję. Taki prezent nie należy to najtańszych i...- Przerwał mi.
- O to się nie martw. Widzisz, jak żyjemy. Razem z rodzicami już wcześniej myśleliśmy o tym, aby ci go kupić. W końcu będziemy mogli jeździć we czwórkę na własnych motocyklach.
- Dziękuję! Serio, nie spodziewałam się, że kiedykolwiek dostanę coś tak drogiego..

Ares poklepał mnie po plecach, a po chwili do garażu wszedł uśmiechnięty James.

- Gotowa?

***

Było po 18, a ja w końcu wracałam do domu. Zgadnijcie co. Zdałam!
Podejrzewałam, że było to trochę naciągane, przez to, że James był teraz moim opiekunem i normalnie zdawanie prawka zajęłoby więcej czasu, ale cieszyłam się.

Weszłam zadowolona do domu, a tam ujrzałam Aresa i Luce.

- Zdałaś? - Zapytał podekscytowany ten pierwszy.
- Zdała. - Opowiedział James.
- A mówiłem, jestem dumny. Teraz będziemy mogli śmigać we czwórkę.
- Gratuluję. - Podszedł do nas Luca.

Wyglądał inaczej, bardziej ponuro, tak, jakby był przygnębiony.

- Dobra, to co, jedziemy w miasto? Zaraz zadzwonię po Jaydena. - Powiedział mój brat. Tak go nazywałam.
- Ja muszę zaraz spadać. Jeszcze się zdzwonimy albo coś, a ty młoda uważaj jak będziesz jeździła z tymi szaleńcami. - Powiedział i mnie przytulił, a potem wyszedł.
- A jemu co?
- Nie wiem, dziwnie się zachowuję. Chciałem podpytać, ale mówi, że to nic takiego. Dajmy mu czas, może coś przeżywa. To co, jedziemy?
- Jedziemy.

Zeszliśmy do garażu i oboje usiedliśmy na motocyklach. Ares podał mi też kask, który był również w czarnym kolorze. Odpaliliśmy silniki i wyjechaliśmy na ulicę.

Stresowałam się jeszcze jeździć, więc się nie rozpędzałam. Nie chciałam ryzykować, że zrobię komuś krzywdę.

Podjechaliśmy pod dom Jaydena, a w międzyczasie czekając na niego, dostałam wiadomość. Wyjęłam telefon z kieszeni i go odblokowałam.

Luca: I jak ci idzie?
Ja: Dobrze, czekamy na Jaydena.
Luca: Uważaj na siebie, okej? Oni pewnie będą chcieli poświrować i namówić cię, żebyś jechała jak szalona, ale nie rób tego. Nie ryzykuj. Sprawdzałaś, czy wszystko jest dobrze z twoim motocyklem?

O co mu chodziło? Ta wiadomość brzmiała tak, jakby chciał mnie przed czymś ostrzec. Dziwnie się zachowywał, a ja domyślałam się, że ma to wpływ z wczorajszym spotkaniem jego starych "znajomych"

- Twój fagas do ciebie piszę? - Zapytał uśmiechnięty Jayden, który z nikąd zjawił się tuż obok.
- To nie mój fagas, znam go z trzy tygodnie.
- Tak tak, ale widać, że na niego lecisz, a on na ciebie.
- Tak? A to dlaczego? Po prostu jest miły. Praktycznie nic o sobie nie wiemy, aby łączyło nas coś więcej niż koleżeństwo.
- Dobra, nie ważne. Jedziemy?
- Czekajcie, sprawdzicie najpierw, czy wszystko jest dobrze z moim motocyklem? - Zapytałam.
- A co miałoby nie być dobrze? Ale okej, sprawdzimy.

Oboję sprawdzili moją maszynę, a ja zastanawiałam się o co chodzi Luce. Czy on coś wiedział? A może po prostu był moim Aniołem Stróżem?

- Wszystko jest dobrze, to nowiutki sprzęt. Możemy jechać.

Chasing Horizons Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz